Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Mariusz Saint

"Inne Pieśni" - Jacek Dukaj

Polecane posty

innepieni1.th.jpg


Jest to pierwsza książka Jacka Dukaja, którą miałem przyjemność przeczytać. Opowiada ona o Hieronimie Berbeleku, byłym strategosie, który dochodzi do siebie po zatruciu Formą posępnego kratistosa, zwanego Czarnoksiężnikiem. O co w tym chodzi? Świat "Innych pieśni" jest stworzony na założeniach Arystotelesa: świat jest zbudowany z czterech żywiołów oraz piątego, eteru. Forma nadaje kształt Materii - dlatego znajdując się pod wpływem Formy kogoś innego powoli zmieniamy się według niej. Ludzie o najsilniejszej Formie to kratistosi, a ich "zasięg", anthos, rozciąga się na obszary wielkością dorównujące państwom. Alkimicy pracują nad tworzeniem nowych substancji, posługując się Liczbą, czyli dobierając w odpowiednich proporcjach istniejące żywioły, a statki podróżujące na Księżyc żeglują po okręgach wiecznie obracającego się eteru. Berbelek, niegdyś strategos zdolny oprzeć się działaniu Czarnoksiężnika, to obecnie zagubiony człowiek próbujący odnaleźć się na nowo. Nadarza się ku temu okazja podczas wyprawy w głąb Afryki, gdzie zagnieździła się kakomorfia - wypaczająca kształty zwierząt i roślin...
To oczywiście dopiero skromny zarys początku tej genialnej powieści. Na ciekawym projekcie świata się nie kończy - fantastyczne pomysły wyskakują z każdej strony zaskakując szczegółami, typu podczas zakupów na targu nieodzowny jest długi kij, którym wskazujemy sprzedawcy, co chcemy kupić, bo jeśli podejdziemy bliżej, jego Forma prawdopodobnie zmusi nas do zakupu, nawet jeśli tego nie chcemy. Jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałem, która wciąga od początku do końca, aż do epickiego zakończenia. Później przeczytałem jeszcze parę dzieł Jacka Dukaja, ale żadne nie przypadło mi do gustu tak bardzo, jak "Inne pieśni".
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To pierwsza i jak na razie jedyna książka Dukaja którą czytałam. Z początku odrzuciło mnie skomplikowanie języka, mnóstwo szczegółów itd. - nie mogłam się odnaleźć w książce, ale potem robiło się coraz ciekawiej. Książka jest interesująca i im dalej tym trudniej jest od niej się oderwać :yes:

W sumie nie polubiłam specjalnie głównego bohatera, inni wydawali mi się ciekawski, na plus trzeba z pewnością zaliczyć pomysł z Formami...

Podsumowując, książkę szczerze polecam, ale należ wziąć pod uwagę że nie jest to lekka lekturka do czytania np. w autobusie :sweat:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Innych Pieśni, trudno o obiektywną recenzję tej książki, bo mało kto ma odwagę napisać coś złego. Tutaj jest jedna z nielicznych, odważniejszych wypowiedzi na temat tego tomu: http://www.trpg.pl/dane/trpg/tawerna94/data/bs6.html ...

Sam nigdy nie piszę nic złego o kolegach i koleżankach po piórze, bo po prostu nie potrafię. W przypadku Jacka Dukaja robię wyjątek z tego względu, że on sam bardzo często wypowiada się o innych autorach, nie zawsze pozytywnie. Inne Pieśni otrzymały nagrodę im. Janusza Zajdla i często mówi się o tej książce, że to filozofia. Moje zdanie jest inne. Rzecz jest moim zdaniem świetna stylistycznie, bawią zgrabne neologizmy, zachwyca barwność świata. Widać, że Jacek ma fenomenalną wyobraźnię, głównie obrazową, ale to wystarcza. To są plusy. Teraz minusy (i jeszce kilka plusów ;)). To, co określa się w tej książce filozofią, rozbiję na dwa nurty. 1. Adaptacja filozofii Arystotelesa. Arystoteles był, w moim przekonaniu, filozofem nieciekawym, bardziej przyrodnikiem. Dukajowa adaptacja może być interesująca dla znawcy tego myśliciela, ale sama w sobie nie jest filozoficzna. To po prostu przeniesienie idei w świat rzeczy. Ciekawe jako konstrukt, ale niewiele wnoszące dla czytelnika, no i wcale nie filozoficzne, w tym sensie, że nie pobudzające do myślenia. 2. Drugą filozoficzną ideą zawartą w książce pod postacią tzw. morf jest myśl, że silny jest silniejszy od słabego, a słaby jest słabszy od silniejszego, oraz, że silny wywiera wpływ na słabego, a nie odwrotnie. Owszem, pokazane jest to obrazowo, przekonująco i sugestywnie, i istotnie jest to fundamentalna prawda sprawdzająca się chociażby w psychologii społecznej. Chwała Jackowi za to, że tak ładnie to prawidło podkreślił i ubarwił. Ale znowu, jak na filozofię, prawda to dość oczywista i raczej mało subtelna. Zatem, reasumując, minusem, w moim odczuciu, jest "filozofia" Innych Pieśni. Konstrukty intelektualne i prawo silniejszego nie są moim zdaniem filozoficzne. Filozoficzna może być wyprawa głównych bohaterów do... zapomniałem, jak to miejsce się nazywało (coś w rodzaju spaczni z Wh 40k) i pytanie o poznanie czegoś naprawdę innego. To jest ciekawe i można o tym podyskutować, żeby oddać sprawiedliwość, jest to trzeci filozoficzny fundament książki.

Drugim minusem jest intryga, której... nie ma, oraz fabuła, zupełnie pretekstowa, to coś w rodzaju powieści drogi: główny bohater przemierza Afrykę, znajduje się na Księżycu, w końcu jest w kosmosie i w sumie te wydarzenia służą temu, by coś znowu opisać, a nie odwrotnie: ponieważ bohater musi tam się znaleźć, bo tak skonstruowana jest fabuła i intryga, wypada te lokacje opisać. Ostatnim mankamentem Innych Pieśni jest ich objętość. Gdyby książkę odchudzić o, mniej więcej, 100 stron, wyszła by - w moim przekonaniu - naprawdę zgrabna rzecz, nawet bez intrygi i fabuły, obrazy, zmieniające się dekoracje, ciekawe pomysły i interesujące myśli zrekompensowałyby ten brak. A tak mamy powieść, która trochę interesuje, trochę nuży, trochę drażni, trochę dziwi... No nie jest to coś, co wciąga i nie pozwala się oderwać aż do końca i nie dlatego się tak dzieje, bo to "ambitne". Ambitne rzeczy potrafią być jednocześnie wspaniałą przygodą.

Post przeniosłem, bo bardziej pasuje do tego tematu, poza tym temat był niemal na samym dnie, a warto go podbić i jakąś dyskusję wywołać ;) [Tur]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Innych Pieśni, trudno o obiektywną recenzję tej książki, bo mało kto ma odwagę napisać coś złego. Tutaj jest jedna z nielicznych, odważniejszych wypowiedzi na temat tego tomu: http://www.trpg.pl/dane/trpg/tawerna94/data/bs6.html ...

Co ma odwaga do wypowiadania swojego zdania, szczególnie w necie? :huh: Postawię sobie serwer i wrzucę tam tekst z opinią, jeśli jakiś serwis czy forum nie będzie mi skłonne tego puścić. Nieliczna Odważna Wypowiedź, którą zalinkowałeś sprowadza się do stwierdzenia, że książka się autorowi tejże wypowiedzi nie podobała i dziwi go, dlaczego podoba się innym, poza tym oprócz "bełkotliwości niektórych fragmentów" argumentów jakoś się nie doszukałem.

ale sama w sobie nie jest filozoficzna. To po prostu przeniesienie idei w świat rzeczy. Ciekawe jako konstrukt, ale niewiele wnoszące dla czytelnika, no i wcale nie filozoficzne, w tym sensie, że nie pobudzające do myślenia

To co pisze z tyłu książki o "traktacie filozoficznym" traktowałem z rezerwą, bo książka w moim odbiorze jest tym, czym piszesz - przeniesieniem idei na "praktykę", w dodatku przeniesieniem totalnym, aż do jej wpływu na religię, ekonomię, fizykę etc. A czy to jest ciekawe, wnosi coś dla czytelnika i czy pobudza do myślenia to są już kwestie obiektywne - ja o ideach przedstawionych w książce miałem zerowe pojęcie i się dowiedziałem czegoś ciekawego, zachwycałem się kreacją świata, niesamowitymi pomysłami (np. samo życie na Księżycu czy sama podróż przez przestrzeń kosmiczną), a i do myślenia pobudziło, choćby jak wyrazić coś zupełnie obcego, czyli kakomorfy, inaczej jak za pomocą znanych nam form.

Ale znowu, jak na filozofię, prawda to dość oczywista i raczej mało subtelna. Zatem, reasumując, minusem, w moim odczuciu, jest "filozofia" Innych Pieśni. Konstrukty intelektualne i prawo silniejszego nie są moim zdaniem filozoficzne.

No ale zaraz - za minus uznajesz to, że książka w twoim mniemaniu nie okazała się tym, co ci inni ludzie na jej temat powiedzieli? Z twoją argumentacją raczej się zgadzam - "Inne pieśni" są przełożeniem takich a nie innych idei na "praktykę", motyw silniejszej/słabszej formy jest umiarkowanie odkrywczy (choć główny bohater z osoby złamanej powoli się leczy z "zatrucia",

odzyskuje dawną formę i na mocy tego rozpędu dochodzi do punktu, gdzie jest w stanie rzucać wyzwanie potęgom najsilniejszym

, jednak nie szukałem tej "filozofii", zachwyciły mnie inne fragmenty (wspomniana totalna, czy też zdążająca ku temu stanowi, kreacja świata, fenomenalne opisy złożonych zjawisk jak choćby lot przez przestrzeń kosmiczną, ogólna epickość).

Drugim minusem jest intryga, której... nie ma, oraz fabuła, zupełnie pretekstowa, to coś w rodzaju powieści drogi: główny bohater przemierza Afrykę, znajduje się na Księżycu, w końcu jest w kosmosie i w sumie te wydarzenia służą temu, by coś znowu opisać, a nie odwrotnie: ponieważ bohater musi tam się znaleźć, bo tak skonstruowana jest fabuła i intryga, wypada te lokacje opisać.

Nie zgadzam się z tym, książkę odbierałem jako opowiadającą od początku do końca o przemianie Hieronima Berbeleka. To, że jest rzucany z miejsca na miejsce, wynika z jego uwikłania w intrygę właśnie, rozgrywki między kratistosami, aż w końcu przygotowania do wykonania planu walki z kakomorfami. Jedno zdarzenie wynika z drugiego, podróż do Afryki sygnalizuje zagrożenie ze strony kakomorfów, podróż na Księżyc to kolejny stopień na stworzeniu kampanii przeciw nim itd. itp.

Ostatnim mankamentem Innych Pieśni jest ich objętość. Gdyby książkę odchudzić o, mniej więcej, 100 stron, wyszła by - w moim przekonaniu - naprawdę zgrabna rzecz

Proponujesz odchudzenie książki o ok. 16%, co w mojej opinii jest zbyt mało w obliczu tych 600+ stron, aby spełnić twój postulat o nadaniu większej "zgrabności" :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co ma odwaga do wypowiadania swojego zdania, szczególnie w necie? :huh: Postawię sobie serwer i wrzucę tam tekst z opinią, jeśli jakiś serwis czy forum nie będzie mi skłonne tego puścić.

Ależ ma. Sieć nie chroni przed lękiem, przed odrzuceniem czy wyśmianiem. Anonimowość jest jakąś tarczą, ale ból związany z wykpieniem czy atakiem jest paradoksalnie większy, bo nie jest złagodzony komunikatami pozawerbalnymi. Gdyby bycie odważnym nie było wyzwaniem w sieci, nie obserwowalibyśmy zachowań tchórzliwych...

Nieliczna Odważna Wypowiedź, którą zalinkowałeś sprowadza się do stwierdzenia, że książka się autorowi tejże wypowiedzi nie podobała i dziwi go, dlaczego podoba się innym, poza tym oprócz "bełkotliwości niektórych fragmentów" argumentów jakoś się nie doszukałem.

E, nie taka ona nieliczna, szczerze mówiąc. To rzeczywiście krótka recenzja, ale nie przeceniałbym roli argumentów i to w tym jednym tekście. Łatwiej docenić czyjeś zdanie w kontekście innych wypowiedzi / recenzji. Ton tej akurat opinii i to co między wierszami mi wystarcza.

To co pisze z tyłu książki o "traktacie filozoficznym" traktowałem z rezerwą, bo książka w moim odbiorze jest tym, czym piszesz - przeniesieniem idei na "praktykę", w dodatku przeniesieniem totalnym, aż do jej wpływu na religię, ekonomię, fizykę etc.

O, cieszę się, że o tym wspomniałeś. O "totalności" tej książki słyszałem dużo i jest to w moim przekonaniu nieprawda. To pozór totalności, w zasadzie naprawdę bardzo mała cząstka świata. Jak się tam uprawia zboża? Jak chowa się krowy? Jaki jest system podatkowy? Jak wygląda edukacja? Książki totalnej nie da się napisać, bo byłaby nudnym opisem wszystkiego. Tom, o którym mowa, skupia się na specyficznie ujętej fizyce, trochę na technice, trochę na militarystyce. Ciut na polityce. A gdzie zoologia, botanika, psychologia, nauki humanistyczne, filologie itp.? Babel 17 opowiada głównie o języku. Dziedzin wiedzy jest tak wiele, że doprawdy technika i fizyka to pikuś :). Więc: nie totalna. Nie wiem, kto pierwszy użył tego sloganu wobec "Innych pieśni", ale powinien dostać klapsa :).

A czy to jest ciekawe, wnosi coś dla czytelnika i czy pobudza do myślenia to są już kwestie obiektywne - ja o ideach przedstawionych w książce miałem zerowe pojęcie i się dowiedziałem czegoś ciekawego, zachwycałem się kreacją świata, niesamowitymi pomysłami (np. samo życie na Księżycu czy sama podróż przez przestrzeń kosmiczną), a i do myślenia pobudziło, choćby jak wyrazić coś zupełnie obcego, czyli kakomorfy, inaczej jak za pomocą znanych nam form.

Tak, to były ciekawe rzeczy, dla mnie, powiedzmy na szkolną "4". Są jednak rzeczy tak ciekawe, że aż porywające, na "6". Ich tam nie znalazłem. Gdybym miał określić to inaczej, powiedzmy temperaturowo, książka ta była "ciepła", a ja lubię rzeczy, które "parzą" :).

Jednak nie szukałem tej "filozofii", zachwyciły mnie inne fragmenty (wspomniana totalna, czy też zdążająca ku temu stanowi, kreacja świata, fenomenalne opisy złożonych zjawisk jak choćby lot przez przestrzeń kosmiczną, ogólna epickość).

A bo Jacek ma zdolność tworzenia rzeczy "wielkich", ja też bardzo to lubię, owszem. Rozmach, jakich mało, zgadzam się. Tyle, że o ile naprawdę wspaniałe były niektóre opisy (lądowanie Horroru, zimowe miasto, rozmowa z Kratistosem), to były to dekoracje. Jestem trochę rozdarty, bo naprawdę mi się podobały te sceny, z drugiej strony wyobraź sobie, że widzisz fenomenalne scenografie, nawet statyści już są, oświetlenie, wszystko gotowe. Myślisz sobie: to będzie genialny film! Historia, od której dreszcz pełznie po krzyżu, opowieść, której nie da się czytać na siedząco, historia, która spowoduje, że nie zasnę, zanim nie skończę... A tymczasem powstaje obraz taki sobie. Wciąż zachwycasz się dekoracjami, ale de facto to one ratują opowieść, a nie historia sama z siebie. Z ręką na sercu: czy miałeś kłopoty z odłożeniem tomu na półkę gdy robiło sie późno? Ja dobrnąłem do końca, bo się zmuszałem.

Nie zgadzam się z tym, książkę odbierałem jako opowiadającą od początku do końca o przemianie Hieronima Berbeleka. To, że jest rzucany z miejsca na miejsce, wynika z jego uwikłania w intrygę właśnie, rozgrywki między kratistosami, aż w końcu przygotowania do wykonania planu walki z kakomorfami. Jedno zdarzenie wynika z drugiego, podróż do Afryki sygnalizuje zagrożenie ze strony kakomorfów, podróż na Księżyc to kolejny stopień na stworzeniu kampanii przeciw nim itd. itp.

Ej, oczywiście, Jacek nie jest debilem i potrafi tak skonstruować opowieść, żeby była spójna. Mimo to nie jest to jakiś fajerwerk: ani historia ani intryga nie posiadają zakrętów, drugich den, zapętleń, zagadek. Gdybym był wielkim hipokrytą, albo kimś wręcz przeciwnym, poleciłbym swoją ksiażkę, tę ostatnią, czyli "Zabaweczki" w obu tomach. Tam, to jest, bracie, intryga i historia, co się zowie, a dekoracje są dodatkami ;).

Z drugiej strony patrząc, może po prostu oczekuję od Jacka czegoś, czego nie dostanę i powinienem zwyczajnie zaakceptować jego opisowe, barwne i szerokie podejście, nie zwracając uwagi na to, czego brak. I pewnie bym to zrobił bez problemów, gdyby nie nazbyt rozdęte peany na temat, chociażby tu wspomnianej, totalności. Myślę, że nawet sam bym chwalił tę ksiażkę w takiej sytuacji. Ale skoro jest inaczej, wypada zachować rónowagę :).

Proponujesz odchudzenie książki o ok. 16%, co w mojej opinii jest zbyt mało w obliczu tych 600+ stron, aby spełnić twój postulat o nadaniu większej "zgrabności" :)

:). Poważnie. Gdyby miały 100 stron mniej, sam bym je chwalił, nawet mimo braku równowagi ;). Nie spadałoby napięcie, utrzymane byłoby tempo. Wybaczyłbym wtedy suchość emocjonalną postaci i wszystko inne :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ ma. Sieć nie chroni przed lękiem, przed odrzuceniem czy wyśmianiem.

Sprawa "odwagi w sieci" może załatwić odpowiednia technika - daj wpis na blogu, wyłącz możliwość komentowania, żaden przykry (czy też w ogóle żaden) feedback cię nie dotknie. Załóż ten blog na jakiejś platformie typu forum CDA, wyłącz otrzymywanie PW, ukryj swój adres e-mail, nie podawaj żadnych innych danych - to jest możliwe :P

To pozór totalności, w zasadzie naprawdę bardzo mała cząstka świata. Jak się tam uprawia zboża? Jak chowa się krowy?

Zauważ, że napisałem o "przeniesieniu idei" - opisane są miejsca, gdzie wskutek jej "wprowadzenia w życie" występują istotne zmiany, większość z nich ma najszerszy zasięg działania, gdy o te różnice w stosunku do naszego świata chodzi. Nie ma np. opisów, za przeproszeniem, robienia kupy w świecie "Innych pieśni", jednak po pierwsze nie ubolewam nad tym stanem rzeczy, po drugie nie widzę potrzeby poznawania tego faktu w kontekście kompletności obrazu tam przedstawionego. Zresztą zawsze można założyć, że odbywa się ten proces tak samo jak w naszym świecie i żadne "przenoszenie idei" nie jest tam potrzebne :)

Z ręką na sercu: czy miałeś kłopoty z odłożeniem tomu na półkę gdy robiło sie późno?

Tak, z ręką na sercu, zarwałem przy tej książce kilka nocek (czyli nie mogłem się od niej oderwać, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej), co praktycznie mi się nie zdarza.

Ej, oczywiście, Jacek nie jest debilem i potrafi tak skonstruować opowieść, żeby była spójna. Mimo to nie jest to jakiś fajerwerk: ani historia ani intryga nie posiadają zakrętów, drugich den, zapętleń, zagadek.

Mój poziom satysfakcji z zakrętów fabularnych (zdarzenia podczas safari, ujawnienie istnienia swego rodzaju "inteligencji" kakomorfów), drugich den (jaka tak naprawdę jest różnica między Berbelekiem a adynatosem?), zapętleń (przeszłość Berbeleka i zdarzenie z Czarnoksiężnikiem, późniejsze ponowne spotkanie) i zagadek (rozważania czym tak naprawdę są kakomorfy z Afryki) był co najmniej bardzo duży, choć wiadomo - trudno, żeby wszyscy mieli to samo zdanie na każdy temat (choć czasami szkoda, że tak nie jest).

Gdybym był wielkim hipokrytą, albo kimś wręcz przeciwnym, poleciłbym swoją ksiażkę, tę ostatnią, czyli "Zabaweczki" w obu tomach. Tam, to jest, bracie, intryga i historia, co się zowie, a dekoracje są dodatkami ;).

Tego, że polecasz własne książki nad "Inne pieśni", domyśliłem się już po pobieżnym przejrzeniu twojego wcześniejszego posta w tym temacie :P

I pewnie bym to zrobił bez problemów, gdyby nie nazbyt rozdęte peany na temat, chociażby tu wspomnianej, totalności. Myślę, że nawet sam bym chwalił tę ksiażkę w takiej sytuacji.

Takie podejście nieco mnie dziwi - "inni przedstawili daną rzecz w sposób, który nie oddaje tego, czym według mnie ta rzecz jest - więc jest to wina tej rzeczy!" Rozumiem, hype jest częścią odbioru danego filmu/książki/etc., ale nie przesadzajmy. Tak dla równowagi :)

Gdyby miały 100 stron mniej, sam bym je chwalił, nawet mimo braku równowagi ;). Nie spadałoby napięcie, utrzymane byłoby tempo.

Ponieważ określenie "100 stron mniej" jest dosyć toporne, więc może tak - jakie konkretnie fragmenty byś wyciął/odchudził?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauważ, że napisałem o "przeniesieniu idei" - opisane są miejsca, gdzie wskutek jej "wprowadzenia w życie" występują istotne zmiany, większość z nich ma najszerszy zasięg działania, gdy o te różnice w stosunku do naszego świata chodzi. Nie ma np. opisów, za przeproszeniem, robienia kupy w świecie "Innych pieśni", jednak po pierwsze nie ubolewam nad tym stanem rzeczy, po drugie nie widzę potrzeby poznawania tego faktu w kontekście kompletności obrazu tam przedstawionego. Zresztą zawsze można założyć, że odbywa się ten proces tak samo jak w naszym świecie i żadne "przenoszenie idei" nie jest tam potrzebne :)

Mariusz, bardzo się cieszę, że nie ubolewasz nad brakiem opisów robienia kupy. Są jednak inne dziedziny, które wymieniłem i których opisów tam nie ma. Proszę Cię, nie ściągaj rozmowy do banału, bo nie chce się rozmawiać.

Tak, z ręką na sercu, zarwałem przy tej książce kilka nocek (czyli nie mogłem się od niej oderwać, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej), co praktycznie mi się nie zdarza.

No, to tutaj się różnimy. Zapraszam do mojego felietonu "Cztery wymiary" w blogu. Zdaje się, że jesteś czerwono-niebieski :).

Mój poziom satysfakcji z zakrętów fabularnych (zdarzenia podczas safari, ujawnienie istnienia swego rodzaju "inteligencji" kakomorfów), drugich den (jaka tak naprawdę jest różnica między Berbelekiem a adynatosem?), zapętleń (przeszłość Berbeleka i zdarzenie z Czarnoksiężnikiem, późniejsze ponowne spotkanie) i zagadek (rozważania czym tak naprawdę są kakomorfy z Afryki) był co najmniej bardzo duży, choć wiadomo - trudno, żeby wszyscy mieli to samo zdanie na każdy temat (choć czasami szkoda, że tak nie jest).

No tak, wymienione przez Ciebie rzeczy nie były dla mnie jakąś rewelacją, fakt.

Tego, że polecasz własne książki nad "Inne pieśni", domyśliłem się już po pobieżnym przejrzeniu twojego wcześniejszego posta w tym temacie :P

I tak i nie, znowu, nie ściągaj rozmowy w dół. Każda wypowiedź osoby trochę bardziej publicznej, którą, czy chcę czy nie, jestem, jest cząstkową autopromocją, nie ma rady. Akurat pracuję teraz nad kolejną książką, też w świecie gamedeka i w moim RAM'ie (tym w mózgu) siedzą wyłącznie treści z nim związane, nic więc dziwnego, że odwołuję się do tego, co najmocniej we łbie mi się obija. Dlatego "tak". No i jeszcze dlatego, że moje książki rzeczywiście dostają bardzo dobre recenzje. A "nie", bo odezwałem się w tym topiku nie w celach autopromocyjnych, tylko po to, żeby ostudzić to, co nazbyt rozgorączkowane. Bez obawy, gdy zobaczę, że zbyt chłodne jest (w moim odczuciu) coś, co zasługuje na aplauz, też sie odezwę :).

Takie podejście nieco mnie dziwi - "inni przedstawili daną rzecz w sposób, który nie oddaje tego, czym według mnie ta rzecz jest - więc jest to wina tej rzeczy!" Rozumiem, hype jest częścią odbioru danego filmu/książki/etc., ale nie przesadzajmy. Tak dla równowagi :)

Już drugi raz wkładasz w moje usta rzeczy, których nie mówiłem. Ja nic nie mówię o winie książki. Mówię o mojej opinii na jej temat i przeciwstawiam tę opinię tym, z którymi się nie zgadzam, wszystko. Za dużo w tym poście jest odkręcania tego, co pisałem, a co nie. Męczy mnie to.

Ponieważ określenie "100 stron mniej" jest dosyć toporne, więc może tak - jakie konkretnie fragmenty byś wyciął/odchudził?

Nie, ono nie jest toporne. Ono jest ogólne. Trzeci raz pojechałeś w dół. Niedobrze.

Ad rem. Wyrzuciłbym wiele opisów, w moim odczuciu nudnych. Miasto w Afryce (nie pamiętam nazwy), krajobrazy na Księżycu, scena walki syna, zupełnie nie związana z resztą, scena drugiej walki, tego łowcy i aresa czy odwrotnie, też w zasadzie niepotrzebna, ale głównie opisy.

No i starczy tych rozmów o "Innych pieśniach", bo wyjdzie za chwilę na to, że jestem jakimś wielkim przeciwnikiem Dukaja tudzież wielkim orędownikiem gamedeka :). Nie, Dukaj moim zdaniem świetnie pisze - ma wyobraźnię i styl, który cenię i na pewno wyrasta ponad swoją grupę. Chodzi o to, że potencjał ma większy niż wykorzystuje. Brak mu krytyka / przyjaciela, który pewne rzeczy by mu odradzał. Ten mankament zresztą tyczy wielu pisarzy, którzy wyrobili sobie nazwisko, o tym zresztą mówił Andrzej Sawicki: w pewnym momencie pisarzowi X nikt nie ma śmiałości podskoczyć i powiedzieć: "panie X, czy jest pan pewien, że ten fragment jest potrzebny?", lub wręcz: "X, wyrzuć te śmieci, bo psują całość". Zresztą może Jacek kogoś takiego ma, ale go nie słucha, nie wiem. Mam natomiast wrażenie, że gdyby się nie spieszył (z tego, co pamiętam, powieść tę napisał bardzo szybko) i dał jej poleżeć, a potem zabrał by się za nią jeszcze raz i przeredagował, wyszłaby rzecz po prostu lepsza.

Ostatecznie, i tu jest, jak sądzę przyczyna moich nie tak wielkich entuzjazmów co do jackowej prozy, oraz podłoże naszej polemiki, Mariuszu, jest to, że Jacek, według mojej oceny jest mocno Niebieski i być może trochę czerwony, a ja jestem zupełnie i mocno żółto-zielony, więc chcę czy nie, patrzę na świat innymi oczami, a co za tym idzie, świat, który widzę, wygląda inaczej niż świat Jacka, czy Twój, drogi Mariuszu.

Wybacz, ale jak na moje możliwości, i tak dużo tu napisałem. Obowiązki wzywają, niestety.

Jak dla mnie, EOT, dziękuję, Mariuszu, za dyskusję, ściskam prawicę i znikam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O rany, chciałem tylko powiedzieć, że właśnie przeczytałem Inne Pieśni, że bardzo mi się podobały, a tu taka dyskusja? Jak się nie odnieść? No dobra, udawajmy że jej nie było.

Okey, bez peanów, krytyki i komentarzy, i tak to nikogo nie interesuje. Krótka piłka:

Jak rozumiecie zakończenie IP? Sam widzę je tak:

Najbardziej prawdopodobna zdaje mi się wersja pyrrusowego zwycięstwa, przynajmniej dla pana Berbeleka, który przechodzi pod Formę adenatosów.

Wskazywałyby na to

> zrozumienie umierającego kratistosa adenatosów przez Berbeleka, zwłaszcza w świetle wcześniejszej rozmowy z hegemonem Księżyca

> cały passus Akera o podobieństwie pojmanego adenatosa do pana Berbeleka

> komentarz Aurelii przed ostateczną bitwą co do ostatniego spotkania z panem Berbelekiem

> Skolioxyfos podarowany przez Illeę, która choć ostrzega Berbeleka przed jego działaniem, to w jej planach jest wykluczenie strategosa z planu po pozbyciu się adenatosów

Oczywiście każdą z tych przesłanek można odrzucić (Aker mógł się mylić lub natura adynatosów pozwala na powstanie 'dwóch' panów Berbeleków, Aurelia zginąć w bitwie, Miecz Deformy jednak nie mieć wpływu na Formę walczącego, wreszcie Berbelek mógł stać się kimś nowym, rozumnym połączeniem między dwoma porządkami).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetnie, świetnie, ale nie bez zgrzytów. Peanów nie będę bardzo powtarzał - podobała mi się kreacja, sam zamysł świata oraz jego 'niesamowitość'. Dukaj ma niezwykły talent do tworzenia oryginalnych wizji dopracowanych po najdrobniejsze szczegóły. A co ze zgrzytami? Cóż - głownie chodzi fabułę. Dla mnie wygląda ona nieco na pretekst dla przedstawienia tego świata. Nie wybija się za bardzo ponad przeciętność - ot, w miarę solidna przygoda. Sytuację nieco ratuje wieloznaczne zakończenie i niepewność, co motywacji niektórych sił. Paradoksalnie samo zakończenie jest też źródłem innego zgrzytu - jest ono nieproporcjonalnie mało 'epickie' w stosunku do reszty książki. Fabuła się rozkręcała, intrygi piętrzyły, wszystko zmierzało płynnie do wielkiego bum, a w sumie wyszło średnie 'pyk'. Dla jasności - zakończenie mi się podobało, ale po prostu - dla mnie - nie przystaje ono do reszty książki.

A co do zakończenia - mnie ciekawi to, co Aker mówił o braku czasu i miejsca w adynatosowym 'świecie'.

Może bowiem wychodzić na to, że Berbelek 'był' już częścią adenatosa, gdy odwiedział go po raz pierwszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Qbusiu, z perspektywy czasu muszę przyznać, że książka tylko zyskuje i zostawia bardzo dobre wspomnienia - może właśnie przez swoją niejednoznaczność. Oczywiście to co mówisz o fasadowości intrygi jest w stu procentach prawdziwe (to akurat typowy zarzut wysuwany wobec dukajowszczyzny, żeby wspomnieć tylko IACTE czy Katedrę), ale co do braku epickości zgodzić się nie mogę: jak dla mnie było to spore bum, oczywiście nie takie do jakich przyzwyczaił nas chociażby Erikson, ale c'mon - była

bitwa kosmiczna, była walka jeden na jeden z finałowym bossem, była utrata spoistości świata,

jak dla mnie to już jazda powyżej średniej.

Swoją drogą ciekawie się czyta własne posty sprzed miesięcy, musiałem wczytywać się w kontekst żeby przypomnieć sobie kim byli adenatosi czy skolioxyfos (;

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?Inne Pieśni? były pierwszą moją pozycją tego autora - poleconą zresztą przez jednego z tutejszych modów - i o ile na początku musiałem się naprawdę moooooocno przyzwyczaić do stylu pisania Dukaja, to jednak po kilkudziesięciu stronach - mówiąc kolokwialnie - zażarło. I przegryzlo się przez książkę dosyć szybko. To tu po raz pierwszy zetknąłem się z plastyczną wyobraźnią Dukaja, która w połaczeniu z jego erudycją (zupełnie innego poziomu, niż ta pseudoerudycja Sapkowskiego) dała niezwykle bogate doznanie natury literackiej, jakże odbiegające od tego, co na co dzien słyszałem z ust Polaków podczas pracy na saksach :>

Książka ta potwierzda przy tym tezę, iż jest to idealny starter dla tych, co twórczości Dukaja nie znają - w miarę lekkostrawny, a jednocześnie pełen - z braku lepszego określenia - dukajowości :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... jak dla mnie to już jazda powyżej średniej.

Niby tak... Ale mnie i tak rozczarowało. Może nie chodzi o faktyczny brak epickości, a jakieś subiektywne jej odczucie. Po prostu cała reszta książki sprawiła, że spodziewałem się czegoś 'bardziej' - bardziej epickiego, zaskakującego, wstrząsającego...

Książka ta potwierzda przy tym tezę, iż jest to idealny starter dla tych, co twórczości Dukaja nie znają - w miarę lekkostrawny, a jednocześnie pełen - z braku lepszego określenia - dukajowości :)

I cóż tu dużo dodawać? Podpisuję się wszystkimi kończynami. Zdecydowanie lepiej zacząć od Innych Pieśni niż od Perfekcyjnej Niedoskonałości czy też np. W kraju niewiernych. Ta pierwsza ma dużo bardziej stromą 'learning curve' (o ile można to tak określić) - wgryzanie trwa dużo dłużej, a i fabuła bardziej pokręcona. A Inne Pieśnie bardziej przystępne i przewrotnie twórcze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

konkurs:

Kto potrafiłby odpowiedzieć na te pytania (znalezione w odmentach internetu ;)

  1. Ile części żywiołu ognia miał w sobie odpowiednik najmocniejszego prochu strzelniczego?
  2. Ile dzieci miał bohater?
  3. Ile liter liczy nazwa pola kształtotwórczego, nadającego materii formę?
  4. Ile podstawowych składników materii ma świat przedstawiony?
  5. Ile żon miał bohater (w sumie, niekoniecznie naraz)?
  6. Ilu kratistosów zginęło w bitwie w sferze Jowisza?
  7. Ilu przedstawicieli kratistosów uczestniczyło w spotkaniu na okręcie?
  8. Ilu wspólników liczyła spółka handlowa, do której bohater należał?
  9. Jak wiele dni dał sobie bohater na pełne przystosowanie do życia na Księżycu?
  10. W którym roku, wedle rachuby świata przedstawionego, rozpoczyna się akcja?

pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem w 2 połowie książki i jako fan Dukaja (moim zdaniem najlepszego autora, którego książki czytałem) nie mógłbym się nie wypowiedzieć o jego jednej z lepszych pozycji.

Co najbardziej mnie zaskoczyło w Innych Pieśniach, to lekkość powieści. Dukaj przyzwyczaił mnie do swojej siermiężności i stawiania mnie przed jakimiś faktami nietłumaczonymi, których, ni cholery, nie rozumiem. Nie żeby mi to przeszkadzało, bynajmniej, uważam, że to nadaje jego światom pewnej realności. Tłumaczenie każdych zjawisk fantastycznych dystansuje czytelnika (do bohaterów, świata i jego historii). Wyjątkiem może jest Lód, który to rozkręca się na tyle spokojnie, że wszystko można spokojnie załapać.

W Innych Pieśniach ani na moment nie miałem w głowie standardowej myśli, która towarzyszyła mi przez Czarne Oceany i W Kraju Niewiernych: "O co tu, do cholery, chodzi... No nic, lecimy dalej."

Rozmach, pomysł, ukryte dna. Historia tutaj jest tylko przekaźnikiem do jakichś głębszych, dużo poważniejszych przesłań (ale to już u niego standard).

Jeszcze tej powieści nie skończyłem i to celowo. Mam przerwę na Futu.re, bo zwyczajnie nie chce jeszcze Innych Pieśni kończyć. Genialna, szczerze przeze mnie polecana książka. Ze spokojem mogę ją polecić komuś, kto Dukaja omija, bo to jest Dukaj zdecydowanie przystępny. Może nie oceniam tej książki wyżej niż wspomniany Lód (moja ulubiona tego autora), ale myślę, że malutkie pięterko niżej już tak!

P.S. Chciałbym zamienić kiedyś kilka słów z Dukajem. Mój idol - bez dwóch zdań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...