Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja - Świat Cienia

Polecane posty

W tym temacie będzie odbywać się sesja w "Świecie Cienia". Prowadzić ją będzie boromir_blitz. Regulamin sesji można znaleźć w dziale "Niezbędnik".

Świat Cienia

Mistrz Gry: boromir_blitz

Gracze: Felessan, Gofer, Silmaril, Knight Martius, Siri, SR, Yoshida

Miejsca wolne: brak

Rezerwowi: brak

Tematy: Świat Cienia - Sesja, Dyskusje o Sesji "Świat Cienia"

Opis: Rok 1926, Stany Zjednoczone Ameryki. Czas kwitnącej gospodarki... oraz przestępczości. Czasem nawet bardziej mrocznej, niż można było sobie wyobrazić. W gazetach zaczęły pojawiać się artykuły o morderstwach dokonanych z wielkim bestialstwem. W radio coraz częściej dało się usłyszeć o paranormalnych zjawiskach, oraz historie o straszliwych potworach, które czają się w mroku nocy. Ożyły opowieści o wampirach, wilkołakach, duchach i demonach. Wszyscy zabobonni starali się nie wychodzić z domów po zmroku, co rozbawiało tych nie wierzących. I tak się składa, że wyśmiewani jakoś najczęściej ginęli śmiercią naturalną. Reszta już niekoniecznie...

Kim zaś są gracze? To zależy już wyłącznie od nich samych...

REGULAMIN

1. Każdy gracz (a także Mistrz Gry) jest zobowiązany do przestrzegania zasad kultury osobistej i netykiety i Regulaminu Forum CD-Action.

2. Mistrz gry prowadzi opowieść i jego decyzje są ostateczne, jednak chętnie akceptuje każdą (popartą argumentami i wypowiedzianą w kulturalny sposóB) krytykę, a także (w ograniczonym stopniu) pomysły.

3. Zabronione są posty pisane 'na odwal się'. Wysyłając wiadomość postarajcie się napisać więcej, niż trzy-cztery linijki. Wymaga się zachowania klimatu sesji. Mile widziane posty poprawne językowo i ortograficznie (także u MG i obiecuję, że się w tym względzie postaram - babole można wytykać). Posty za krótkie/niezrozumiałe mogą być podstawą do upomnienia. Zabrania się kierowania postaciami innych graczy i postaciami BNów bez wiedzy i zgody MG (i rzecz jasna w przypadku tego pierwszego także konsultacji z samym zainteresowanym).

4. Każdy gracz obowiązuje się do wysyłania jednego postu na post MG, chyba że w grę wchodzi interakcja z innymi graczami. W takim wypadku ilość postów można zwiększyć, przy zachowaniu zasady numer 3.

5. Każdy gracz biorąc udział w sesji zgadza się zaakceptować poniższe zasady terminowości wysyłania odpisów:

a) Po wysłaniu postu MG gracze mają równo tydzień na opisanie działań swoich postaci.

B) Jeśli gracz nie może odpisać, ma obowiązek powiadomić o tym mistrza poprzez wiadomość na GG/PW i podać przyczynę takiego stanu rzeczy. Zaleca się szczerość. Mistrz o wiele lepiej zareaguje na wiadomość 'nie mam weny', niż 'kot zjadł mi myszkę i zachorował'. MG może wtedy (ale nie musi) przedłużyć czas oczekiwania na post gracza do jednego tygodnia, lub po konsultacji samemu opisać działania postaci.

c) Nieuzasadnione wcześniej niezastosowanie się do zasady a) grozi przejęciem kontroli nad bohaterem przez MG i/lub upomnieniem od mistrza. W przypadku, gdyby odpis gracza był w tej chwili niezbędny, MG zobowiązuje się do upomnienia spóźnialskiego i może przedłużyć czas oczekiwania na jego odpis.

d) MG zobowiązuje się w zamian do wysyłania swoich postów w max tydzień po wiadomości ostatniego z graczy (choć sądzę, że będę w stanie odpisywać już dzień/dwa po postach graczy).

e) Jeśli z jakiegoś powodu post MG ma się nie pojawić w terminie, wszyscy gracze zostaną o tym powiadomieni przez GG/PW oraz odpowiednią wiadomość w dyskusjach.

6. Kary: upomnienia, ostrzeżenia, bany.

a) W wypadku drobnego przewinienia MG może upomnieć gracza prywatnie, lub (w przypadkach notorycznego powtarzania się błędu) publicznie na forum.

B) Jeśli upomnienie nie przynosi skutku, bądź przewinienie jest cięższego kalibru, MG wystawia graczowi ostrzeżenie na sesji. Trzy takie ostrzeżenia kończą się banem na sesję.

c) Ban oznacza wykreślenie ponoszącego winę z listy graczy. Jeśli po jakimś czasie osoba ta przyzna się do błędów, ban może zostać cofnięty i gracz dopisany do listy rezerwowych (lub od razu wprowadzony do akcji). Przy czym każde ciężkie przewinienie będzie miało nieodwracalny już ban za skutek.

7. Za rzetelne odgrywanie postaci MG może nagrodzić graczy w sposób różny (ale bez przesady). W drugą stronę - za niestosowanie się do charakteru swojej postaci MG ma prawo ukarać gracza, zwykle tylko upomnieniem prywatnym.

8. Zmian wpisów w regulaminie mogą dokonać administratorzy działu, bądź MG po powiadomieniu o tym graczy poprzez odpowiednią wiadomość na forum dyskusyjnym.

Poprawione przez moderatora: niziołka

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas

Piątki były paskudnymi dniami. Nienawidziłeś ich. Dlaczego? Bo każdego piątku twoja instruktorka magii odsyłała cię do biblioteki z listą książek, którą miałeś przeczytać w weekend. Dziś nawet się ucieszyłeś, kiedy na liście zobaczyłeś tylko jeden tytuł, ale uśmiech zszedł z twojej twarzy w bibliotece. Księga okazała się wielka. Ponad dwa tysiące grubych stron z oprawianej skóry i okładka okuta metalem. To wszystko sprawiało, że musiałeś ją nieść w dwóch rękach, bo inaczej się nie dało. No cóż... lubiłeś instruktorkę. Była nią ładna, średnio wysoka dziewczyna z długimi, rudymi włosami. Fakt, że jej ubrania więcej odsłaniały, niż zasłaniały w okolicy klatki piersiowej czasem nie pozwalał ci się skupić na lekcjach. Ale ogólnie była w porządku, choć wymagała od ciebie dużo. Czułeś się jak w szkole... Książkę przezornie zacząłeś czytać już w piątek po powrocie do domu. W ten sposób może przynajmniej część niedzieli będziesz miał wolną... Ale w nocy z piątku na sobotę ktoś cię odwiedził. Jak zawsze ? wejściem przez okno. Ujrzałeś wysoką, przepiękną kobietę z popielatą skórą i czarnymi ustami. Ubrana była tylko i wyłącznie w coś przypominające czarne bikini. Prawdziwym jednak znakiem rozpoznawczym tej istoty były wyrastające z pleców nietoperze skrzydła. Dziewczyna była sukkubem o imieniu Jahti. Skąd ją znasz? Ponieważ pracowała jako posłaniec Gildii...

- Tak jest, słodziuchny, masz wezwanie. Jutro po południu masz zasuwać do Gildii. Pierwsza robota w terenie. Nawet dostałam zalecenie, by cię nie uwodzić, bo jeszcze ci się nie będzie chciało wstać. A szkoda, bo dziś mam na kogoś straszną ochotę... ech... życie.

Z tym uwodzeniem to była ciekawa sprawa. Za każdym razem, gdy przychodziła, próbowała wpakować ci się do łóżka. Problem w tym, że słyszałeś co nieco o sukkubach. Między innymi to, że wysysają życie ze swych ofiar podczas stosunku. Te wyobrażenia niedługo okazały się tylko w części trafne. Otóż w jednej z ksiąg przeczytałeś, że sukkuby owszem ? wysysają energię z partnera, jednak tylko energię powstałą na skutek orgazmu. Co to oznaczało w praktyce? Tyle, że po chwilach uniesień z sukkubem następował trwający do piętnastu godzin, twardy sen. Właściwie bez żadnych dodatkowych efektów ubocznych. Słyszałeś, że niektórzy z Gildii śmiało korzystają z jej propozycji... ale ty tego ani razu nie zrobiłeś. Czy tylko przez obawy o swoje zdrowie wynikające z niewiedzy, czy też z innych powodów ? to już tylko ty sam wiedziałeś. No cóż ? atrakcyjna to była i nie dało się tego zaprzeczyć. Ale dziś niezależnie od tego, czy chciałeś, czy też nie ? ona po prostu sobie wyskoczyła przez okno w ciemną noc i tyle ją widziałeś. Cóż... jeśli jednak chciałeś to przyszło ci się obejść smakiem.

Następnego dnia po południu poszedłeś w kierunku Yellowstone, gdzie na jednym z drzew był portal do Gildii. Przyłożyłeś dłoń do kory, a już po chwili uformował się na niej błyszczący owal, który wessał cię do środka. Znalazłeś się w kwadratowym pomieszczeniu wyłożonym dywanem i ścianami z ozdobami w postaci tarcz i gobelinów. Cała siedziba Gildii wyglądała jak wnętrze jakiegoś średniowiecznego zamku... takie miałeś wrażenie. Tylko elektryczne oświetlenie psuło ten wizerunek, ale jakoś nie wyobrażałeś sobie w dzisiejszych czasach oświetlania pomieszczeń pochodniami. Za sobą miałeś portal, zaś przed sobą biurko i dwupłatowe, ciężkie drzwi. Siedzący tu za biurkiem stworek zwany Gnomem powitał cię jak zawsze radośnie.

- Gnom witać, witać! Pan Thomas wchodzić! Mistrz oczekiwać!

Kiedy tylko przekroczyłeś drzwi zaczepił cię pewien chłopak. Znasz go od dawna ? w końcu to on cię tu przyprowadził. Nazywali go Młodym. Razem zmierzaliście w stronę gabinetu mistrza po drodze rozmawiając o różnych drobnostkach. Zdążyłeś polubić Młodego. Zawsze wydawał się skłonny do pomocy we wszystkim. Służył ci radą w każdej chwili. W końcu w Gildii spędził większą część swojego życia. Pochwaliłeś się mu, że poznałeś nowe zaklęcia i nauczyłeś się już kontrolować swą moc bardzo dobrze. On zaś głównie narzekał na brak wolnego czasu i ciągłą pracę w terenie. W końcu dotarliście oboje do gabinetu mistrza. Tego samego, którego już widziałeś w Yellowstone. W środku zaś zobaczyłeś jeszcze starą znajomą. Kate Sharland. Słyszałeś, że dołączyła do Gildii, chociaż widywaliście się bardzo rzadko i nie rozmawialiście wcale. Mogłeś się teraz bliżej jej przyjrzeć. Rude włosy obcięte ?na pazia?, przepełnione smutkiem, błękitne oczy, blada cera podkreślająca jej piegi i bardzo szczupła sylwetka. Nosiła teraz ciemnozielone ubranie, które nadawało jej wygląd urzędniczy.

Kate

Życie w Gildii nie było proste, jak na pewno się spodziewałaś. W zamian za kontrolę nad swoimi mocami spodziewałaś się, że kiedyś przyjdzie ci pracować w terenie. Na razie zajmowałaś się tylko porządkowaniem biblioteki i przepisywaniem ksiąg. Była akurat sobota. Dzień dla ciebie wolny od szkoły, ale nie od pracy nad sobą. Zbliżało się południe. Przygotowałaś się i wyszłaś z domu. Skierowałaś się mało o tej porze ruchliwą drogą w stronę przystanku tramwajowego. Dzień był słoneczny, ale nie upalny. Przyjemny. Przejechałaś dwa przystanki, po czym wysiadłaś i skierowałaś się do znanego ci już dobrze zaułka. Podeszłaś do ściany jednego z budynków, uprzednio sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu. Dotknęłaś zimnej, czerwonej cegły. Nie lubiłaś tego. Dziwne uczucie nieprzyjemnej lekkości cię ogarniało za każdym razem, gdy uaktywniałaś portal. Na ścianie zaczął rysować się niewielki, bladobłękitny owal. Zamknęłaś oczy. Wydawało ci się, ze spadasz. Gdy otworzyłaś powieki stałaś już w poczekalni Gildii. Kwadratowym pomieszczeniu z wysokim sklepieniem. Czerwony dywan pokrywał tu podłogę. Ściany przyozdabiały liczne gobeliny i repliki tarcz. Prowadziły stąd dwa wyjścia. Portal będący na jednej ze ścian, którym można było się przenieść do dowolnego innego portalu Gildii, oraz dwupłatowe, metalowe drzwi umiejscowione za biurkiem. Siedzący przy meblu Gnom uśmiechnął się do ciebie.

- Panienka Kate! Gnom witać serdecznie! Panienka wchodzić, wchodzić! Mistrz oczekiwać!

Choć istota o imieniu Gnom wyglądała dość nieprzyjemnie, to jednak zawsze czułaś bijącą od niej uprzejmość. Bynajmniej nie byłaś traktowana inaczej, niż inni. Brązowoskóra, mała istota siedząca na wysokim krześle za biurkiem witała każdego przybyłego do Gildii. Zostałaś wpuszczona przez drzwi głębiej w siedzibę tej organizacji. Wnętrza były utrzymane w iście średniowiecznym stylu, nie licząc elektrycznego oświetlenia. Skierowałaś się od razu do swojej sali treningowej. Po drodze powitało cię wiele osób. Wielu nowych znajomych. Aż dziwne, że z nikim jeszcze się na dobre nie zaprzyjaźniłaś. Choć tobie ciężko było myśleć o takich rzeczach... Weszłaś do jednego z pomieszczeń. W środku już znajdowały się już dwie osoby. Chłopak o imieniu Młody. Psionik, którego kiedyś poznałaś. Chociaż słowo ?kiedyś? nie było dobrym określeniem. Poznałaś go tej nocy. Wtedy, gdy twoje życie legło w gruzach. Chłopak ten był dla ciebie zawsze bardzo miły i uprzejmy. Nie wspominał wydarzeń z przeszłości. Prawdopodobnie wiedział, co się stało potem. Patrzył na ciebie zawsze z uśmiechem, ale ty widziałaś, że krył się za nimi smutek i współczucie.

- Cześć, Kate ? Powiedział chłopak uśmiechając się. Choć jego twarzy nie można było nazwać urodziwą, to jednak uśmiech miał ładny.

- Tak, witaj, moja droga. Gotowa na zajęcia? ? Zapytał wysoki, trupioblady mężczyzna ubrany w czarne spodnie, buty i koszulę zapiętą pod samą szyję. Nie musiałaś się przyglądać jego zębom z bliska, by wiedzieć że jest wampirem. Ciężko ci było przyzwyczaić się do świadomości, że twoim nauczycielem będzie ktoś, kogo gatunek od niedawna uczyłaś się zabijać, ale minęło już trochę czasu. Nie darzysz mężczyzny szczególnym zaufaniem, ale przywykłaś do jego obecności. Przynajmniej nie sprawdzasz już nerwowo swojej szyi po każdej rozmowie z nim, lub nocy spędzonej w dormitorium Gildii ? Załóż tylko ochraniacze i zaczynamy ? Dodał mężczyzna.

Trening polegał na tym, że Młody rzucał w ciebie przedmiotami, które ty miałaś zatrzymywać i układać na gromadkę obok siebie. Zadanie było o tyle trudne, że jednocześnie musiałaś kontrolować położenie wielu elementów naraz, oraz siłować się z mocami psionicznymi chłopaka. Ten był od ciebie silniejszy, ale jak mawiał twój nauczyciel ? mniej utalentowany i obdarzony mniejszymi predyspozycjami.

- Wystarczy ? Powiedział po jakiejś godzinie treningu mężczyzna ? Odpocznijcie. Jak się czujesz, Kate? ? Tak. Wydawało się, że całą Gildia to jedna wielka rodzina. Wszyscy tu o wszystkich dbali. Wszyscy wszystkim pomagali... Ale czy to mogło zastąpić ci prawdziwą rodzinę?

O dziwo zostałaś po treningu wezwana do gabinetu jednego z mistrzów. Wchodząc zobaczyłaś małą, wyglądającą na bardzo starą istotkę ze skrzydłami. Znów ożyły wspomnienia z tamtego dnia... Stwór siedział także za biurkiem na wysokim krześle.

- Słyszałem, że robisz ostatnio postępy, Kate - Zaczął - I to znaczne. Podobno wybuchy zdarzają się już sporadycznie i są w miarę kontrolowane. A ponieważ ostatnio mamy mało rąk do pracy... zostajesz przeniesiona. Od dziś pracujesz w terenie. Twoja miesięczna stawka zostaje podwojona. Do tego dostawać będziesz wynagrodzenie z samych zleceń. W bibliotece już wszyscy zostali powiadomieni, że muszą szukać nowej osoby na twoje miejsce. Ty zaś już dziś otrzymujesz pierwsze zadanie.

Stworek chwycił w trójpalczastą dłoń jakiś papier. Wtedy rozległo się pukanie, a do pokoju weszło dwoje osób. Młody oraz Thomas Morgan. Kolejny znajomy. Umięśniony i opalony brunet z włosami do ramion i o zielonych oczach. Nosił na sobie czarne dzwony z różnymi łańcuchami i ćwiekami, wysokie czarne buty, zwykłą czarną koszulę, skórzane rękawice bez palców, czarny prochowiec przed kostki i czarny kapelusz kowbojski bez rzemyków. No i jeszcze miał jakąś długą, sękatą laskę, lekko zakręconą u góry.

Kate, Thomas

Stworek patrzy na was oboje, po czym zaczyna mówić.

- Dobrze, słuchajcie uważnie. Na przedmieściach Chicago, a więc w twoim rejonie, Kate znajduje się pewien... dom uciech cielesnych dla klienteli różnej ? Podał Kate kartkę za adresem. Kilka przystanków tramwajem od jej domu ? Także tej ponadnaturalnej. A więc zachodzą tam osobnicy bardzo różni. Problem w tym, że ostatnio otrzymujemy niepokojące raporty, że klienci czasem stamtąd nie wracają. I to często zwyczajni, nieświadomi. Waszym, to jest Kate i Thomasa zadaniem będzie podążenie tam i sprawdzenie, co się dzieje. Nie musicie wdawać się w walkę. W razie konieczności wycofajcie się do portalu. Chcę tylko wiedzieć, co się tam dzieje. Jeśli będzie konieczność, poślemy tam oddział pacyfikujący ? Stworek wyprostował się ? Wszystko jasne? Odpocznijcie, przygotujcie się i wyruszajcie. Nie przeczę, że może to być misja dość niebezpieczna, więc uważajcie na siebie. Pamiętajcie, żeby brać nogi za pas, jeśli coś złego zacznie się dziać. Powodzenia. A do ciebie, Młody mam inną sprawę...

Po chwili oboje opuściliście gabinet zostawiając tam Młodego. Wasza pierwsza misja w Gildii właśnie się zaczyna.

John

Rok minął od tamtej nocy. Wizyta w siedzibie Gildii nie przyniosła żadnych efektów. Jedynie obiecali, że spróbują znaleźć odpowiedzi na dręczące cię pytania i rozwiązanie twojego problemu. Ale czy mogłeś im wierzyć? Przecież to byli magowie. Przeciwnicy Matki. Dni mijały. Wszystko było spokojnie. Wydarzenia w parku Yellowstone zostały uznane za masowe morderstwa. Zawsze tak się działo. Ktoś bardzo nie chciał uwierzyć w istnienie sił ponadnaturalnych. Albo ktoś chciał skrywać je w cieniu... W każdym razie w ciągu tego roku nie miałeś już tak silnych problemów. Ot praca szła, jak zawsze. Patrolowałeś tereny parku pomagając zagubionym turystom i prowadząc obserwacje przyrody. I stan ten trwał do pewnej soboty. Był ranek, kiedy ktoś zawitał do twojego domu. Właściwie, to wskoczył przez okno. Była to przepiękna kobieta o popielatej skórze, ubrana wyłącznie w... bieliznę? Tak to wyglądało. Ale widok nietoperzych skrzydeł wyrastających z jej pleców lekko cię zaniepokoił.

- Spokojnie, kudłaty. Ja tu nie po to, żeby walczyć. No chyba, że o miejsce w łóżku... mrrr... ? Otrząsnęła się po chwili ? Taaaak... W każdym razie jestem tu z polecenia Gildii. Mistrzowie powiedzieli, że sprawa twojej lubej jest ciężka, ale nie aż tak beznadziejna, jak początkowo... ekhem... ? Chyba za dużo mówiła ? No to tak. Trzymaj ? Powiedziała rzucając ci zapieczętowany list ? Tam wszystko ma być napisane.

Nie czekałeś, aż istota odejdzie. Otworzyłeś list i zacząłeś czytać.

?Panie John. Pozwolę sobie pominąć formalności i przejść od razu do rzeczy. Otóż uwolnienie Pańskiej przyjaciółki z tego stanu ciężkiej petryfikacji nie jest niemożliwe, choć brakuje nam paru odpowiedzi na pewne pytania. Wiemy natomiast, kto te odpowiedzi może posiadać. Pewien mag zajmujący się sztukami ciemności. Do tego listu dołączam mapę okolic miasta Chicago. Siedziba tego mężczyzny znajduje się na północ stamtąd, w lasach, co też zaznaczone jest na mapie. Niestety osobnik ten odmawia kontaktów z wysłannikami Gildii, dlatego załatwić sprawę musi ktoś spoza organizacji. Nie ukrywam, że człowiek to bardzo potężny i pójście tam będzie niebezpieczne, jednak jeśli zdobędzie Pan księgę zatytułowaną ?Procesy Śmierci?, to powinniśmy mieć dość informacji, by przeprowadzić odpowiedni rytuał na Pańskiej znajomej. Jeśli się Pan zgodzi na wykonanie zadania, proszę powiadomić o tym posłańca. Będziemy wyczekiwać Pana powrotu.

PS Aby dostać się do Chicago może Pan skorzystać z systemu naszych przejść. Nie ukrywamy, ze liczy się każda godzina, a jazda do Chicago zajmie panu w najlepszym wypadku dwa dni, więc polecam skorzystać. O szczegóły proszę zwrócić się do posłańca?

Kobieta czekała, aż skończysz czytać, a kiedy oderwałeś wzrok od kartki papieru...

- To co, mój słodki? - Ustała w dość wyzywającej pozie ? Zabawimy się nieco przed przejściem do interesów? ? Postąpiła krok naprzód, patrząc ci w oczy. Nie można było jej odmówić piękna i nieodpartego uroku. W dodatku jej prowokacyjny, uwodzący głos... ? Wystarczy powiedzieć ?tak?... ? Ale najwyraźniej miała zabronione zmuszać cię do czegokolwiek...

Khevan

Przez lata przemierzałeś terytorium Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu przeciwnych naturze bestii. Zwalczałeś już wiele istot w swoim życiu. Niektóre bardzo potężne i niebezpieczne. Przed niektórymi mogłeś tylko uciekać, gdyż nie miałeś w sobie dość sił, by je pokonać. Ale zawsze uchodziłeś cało ze starć. Tak, jak i teraz. Było pogodne południe. Stałeś właśnie nad truchłem jakiejś bestii. Przyjrzałeś się jej. Wyglądała jak połączenie człowieka z jaszczurką. Zielona łuska, długi ogon, kolce na grzbiecie i brak ubioru poza naszyjnikiem z kłów zwierzęcych. Istota ta była nad wyraz silna i walka z nią sprawiła ci wiele kłopotów. Jednak w końcu udało ci się ją pokonać. Zastanowiło cię jednak jedno. Dlaczego cię zaatakowała z takim obłędem w oczach? Ten obłęd był przeciwny naturze... wyczuwałeś w tej istocie ślady czarnej magii. Jakby ktoś ją rozjuszył. Jakby atak na ciebie nie był wynikiem jej woli, a sztucznie wywołanej agresji. Czułeś przepełniający tą istotę ból, kiedy z nią walczyłeś. Wiedziałeś, że coś tu było nie tak...

Postanowiłeś odpocząć przyglądając się nowemu gatunkowi. Znajdowałeś się akurat na bagnach, na północ od Chicago. Ale byłeś głodny. Ostatnie porcje żywności skończyły ci się wczoraj. W piątek, czyli wczoraj wieczorem posłałeś swego wiernego przyjaciela po jakieś pożywienie, gdyż wszelkie próby polowania spełzły na niczym. Całe szczęście, że miałeś jeszcze zapas wody pitnej. Ułożyłeś się pod drzewem wyczerpany po walce i napiłeś się. Jeszcze raz spojrzałeś na bestię. Postanowiłeś skontaktować się z duszami tych ziem. Zamknąłeś oczy. Sięgnąłeś swą wolą sfery duchowej. Po rozmowie z siłami z zaświatów tylko potwierdziły się twoje przypuszczenia. Ktoś tu zajmował się czarną magią, a ta istota była jej ofiarą. I wtedy usłyszałeś trzask gałęzi. Zerwałeś się z miejsca natychmiast i rozejrzałeś się. Naprzeciw siebie ujrzałeś jeszcze dwie takie istoty. Z tym samym obłędem w ślepiach. Jedna uzbrojona była w prymitywną włócznię. Druga syczała przygotowując się z pazurami do skoku na ciebie. Z jedną może dałbyś sobie radę, ale z dwiema bałeś się walczyć. Choć istoty były silne, to jednak zauważyłeś, że nie aż takie szybkie. Odwróciłeś się z zamiarem ucieczki, ale wtedy ujrzałeś trzecią taką istotę. Byłeś w potrzasku... ale zaraz... Ta trzecia wyglądała inaczej. Choć zielona u niej łuska i kolce na grzbiecie były te same jak u innych, to jednak jej ślepia się różniły. Nie było w nich tej dzikiej furii... Dwie bestie za tobą rzuciły się na ciebie z głośnym sykiem. Na szczęście zobaczyłeś też biegnącego w twoją stronę rysia. W pysku trzymał bochen chleba i pęto kiełbasy. Kiedy jednak zobaczył, że szykują się kłopoty wypuścił jedzenie i pobiegł ci na pomoc.

Ssakh?shika

Życie w osadzie szło swoim rytmem przez lata, a ty nadal obierałeś drogę samotnika. Odwiedzałeś swoich pobratymców zwykle tylko w przypadku potrzeby. Większą część swojego czasu w dniu spędzałeś poza obozem. Z dala od innych, otoczony tylko przyrodą. Często opuszczałeś bagna, by zapuścić się w otaczające je lasy. I myślałeś. Myślałeś nad tym, co jest dla ciebie ważne. Co chcesz w życiu osiągnąć i też dlaczego nie umiesz tego rozgryźć. Pewnego dnia jednak w nocy twoje rozważania przerwał jeden z twoich braci. Wdrapał się do ciebie na drzewo i... rzucił się z pazurami na twą szyję. Zareagowałeś chwytając szybko gałąź ogonem i zwisając z niej. Napastnik przeleciał nad tobą i wylądował na przeciwległej gałęzi, a ty zeskoczyłeś w dół na ziemię. Chwyciłeś swoją włócznię z sykiem. Atakujący cię był młody. Niedoświadczony w walce. Ale dziwnie szybki i silny, jak na jego wiek. Jego pomarańczowa łuska była jakaś nieświeża... ale najgorsze były przekrwione oczy. Ślepia patrzące na ciebie z rządzą mordu. Syk oznajmiający kolejny atak. Zbiłeś lecącego w twoją stronę jaszczura ciosem łapy, po czym przebiłeś jego czaszkę ostrzem włóczni. Nigdy nie widziałeś czegoś takiego. Owszem wśród twoich pobratymców zdarzały się sprzeczki i nawet walki, ale coś takiego? To była zwyczajna, ślepa furia. Niekontrolowany szał bojowy. Zaniepokoiło cię to mocno. Szybko wróciłeś do wioski, by o tym zakomunikować. Jeszcze tego samego wieczora inni przybyli z podobnymi wieściami. Coś złego się działo. Wszyscy w społeczności zgodnie stwierdzili, że musicie się bronić przed tymi ogarniętymi przez szał braćmi. Ale ty nadal przebywałeś często poza osadą. Przez kilka dni nieraz zdarzyło ci się spotkać swoich braci i siostry opętanych tą żądzą mordu. Wszyscy byli młodzi. Niedoświadczeni. Ale pewnego południa, kiedy polowałeś w lasach na dziki zostałeś świadkiem pewnej sceny. Ujrzałeś człowieka stojącego przy trupie jednego z młodych. Możliwe, że jednego z tych szalonych. A za nim widziałeś dwóch ze swoich braci. Ze ślepiami pełnymi furii. Mężczyzna odwrócił się w twoją stronę z zamiarem ucieczki, ale chyba przeraził się ciebie. Teraz mogłeś się mu przyjrzeć bliżej. Był średnio wysokim mężczyzną o szczupłej i wysportowanej sylwetce. Czarne włosy sięgały mu prawie do pasa. Groźnie wyglądająca twarz ze szramą od lewego oka przez nos aż do kącika ust. Nosił na sobie te materiały, które zasłaniały większą część jego ciała. Gdzieś zasłyszałeś kiedyś słowo ?indianin?. Ten człowiek właśnie przypominał takiego ?indianina?. Także tymi okryciami z materiału. W chwili, kiedy miałeś zrobić krok naprzód, twoi bracia rzucili się na mężczyznę. Wiedziałeś, że potem rzucą się także na ciebie... Kątem oka zobaczyłeś jeszcze biegnącego na pomoc mężczyźnie dużego kota.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?Nie rozumiem tego? Młodzi? Niedoświadczeni? W takim szale bojowym? Toż to gdy ja byłem w ich wieku, nigdy nie zdarzały mi się aż takie ataki furii. Z czym to jest związane? Dlaczego tak się dzieje? Zresztą? Dowiem się w swoim czasie. Jeśli w grę wchodzi życie moje lub mojego plemienia, nie będę nad tym myślał ani chwili. Ani chwili! Tylko po prostu zabiję??.

Kimkolwiek tamten człowiek nie jest, jedno uważam za pewne ? te jaszczury, które zabił, pewnie też znalazły się pod wpływem ataku furii. Jednak nad tym, czy nie przyszedł tu ze złymi zamiarami, nie mam czasu się zastanawiać. Kolejni młodzi rzucili się na niego. Tylko szybkie przemyślenia? Człowiek może zginąć? Na mnie i tak się rzucą prędzej czy później? Jednak nie mam innego wyboru. Muszę zaryzykować. Ignorując więc tamtego dużego kota, prędko dobywam włóczni w gotowości do ataku, po czym rzucam się na swoich braci, starając się ich rozszarpać, przebić albo zabić w inny sposób. Jest ich zaledwie dwóch, więc chyba sobie poradzę?

Jeśli tylko z tego wyjdę cało, to się przekonam, czy ten człowiek nie ma złych zamiarów?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wygląd postaci

Ssakh?shika pochodzi z rasy jaszczuroludzi i niczym specjalnym w stosunku do innych się nie wyróżnia. Z pewnością pokryty jest łuską. Chodzi lekko przygarbiony i z nogami trochę ugiętymi w kolanach, do tego na palcach u stóp (trzema u każdej). Ma jeszcze cztery u dłoni. Każdy zakończony jest pazurem (choć te u stóp są zauważalnie większe). Oczy są typowo gadzie, a pazury i zęby ? ostre. Jaszczur ubrał się jedynie w krokiet zasłaniający część ciała między nogami. Ssakh?shika ma jednak cechy szczególne w wyglądzie. Przede wszystkim jego jaszczurza twarz wygląda trochę bardziej jak u np. tyranozaura. Kolor skóry ciemnozielony. Szyja dość krótka jak na standardy tej rasy. Białe kolce ?chodzą? od grzbietu do ogona, coraz mniejsze. Jaszczur jest dość wysoki w porównaniu z jego pobratymcami, trochę szczupły i umięśniony, a do tego posiada długi ogon.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy po otwarciu oczu ujrzałem przed sobą kolejne bestie, pełne niekontrolowanej, dziwnej furii, do głowy przyszła mi tylko jedna myśl: ucieczka. Byłem wyczerpany po walce z tylko jednym, nie myślałem nawet o jakichkolwiek szansach przeciwko dwóm następnym. Do tego Cichy jeszcze nie wrócił z polowania. Zerwałem się natychmiast na nogi i odwróciłem z zamiarem biegu, zatrzymałem się jednak momentalnie: przede mną stał kolejny jaszczur.

"Już po mnie". Wykrzywiłem gniewnie usta sięgając do pasa po totem. "Nie weźmiecie mnie tak łatwo, drogo zapłacicie za moją krew...ale chwila...coś tu jest nie tak" przeleciało mi szybko przez głowę. "Ten przede mną wydaje się inny od tych szalonych plugastw, to może być moja szansa". W tym samym momencie moim oczom ukazał się Cichy, wypuszczający swoją zdobycz i pędzący mi na pomoc.

"Nie mam już energii ani czasu na żadne wysokopoziomowe rytuały..." pomyślałem i w tym samym momencie obie szalone istoty z tyłu ruszyły na mnie z przeraźliwym sykiem. Nie zastanawiając się długo zignorowałem bestię stojacą naprzeciw mnie. Skoncentrowałem resztki energii, starając się zebrać pyłki roślin i wepchnąć je ostatkiem sił do ust, oczu i nozdrzy napastników. Może to ich zamroczy i zdekoncentruje choć na moment.

Nie czekając na efekt moich działań rzuciłem się naprzód z zamiarem prześlizgnięcia się obok trzeciego jaszczura i skierowania uwagi pozostałej dwójki na niego. Jednocześnie wyszarpnąłem totem zza pasa...

-----------------------------------------------------------

Khevan to Indianin. Ma długie, czarne włosy sięgające do pasa, twarz groźną i pociągłą, z blizną od lewego oka aż do kącika ust. Nie ubiera się jak typowy Indianin. Ma na sobie przetarte jeansy, czarną koszulę i brudną, brązowobura kurtkę. Na nogach długie, znoszone skórzane buty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatni rok był ciągiem naprzemiennych monotonii i niepokoju. Monotonia, bo wciąż miałem do czynienia z głupimi turystami, którzy co rusz gubili się w lesie, schodząc z ustalonych odgórnie ścieżek albo próbującymi urządzać sobie nielegalne polowania kłusownikami. Niepokój, bo ciągle oczekiwałem na wieści z Gildii, lub od szamanów Matki. Jedni nic nie mogli poradzić, a drudzy milczeli. Ten czas spędziłem wykonując swoje obowiązki i poznając samego siebie. Czuję wyraźnie, że ten rok odcisnął na mnie swoje piętno. Trochę tak, jakbym coś stracił, zyskując jednak coś nowego. Czy jednak brakowało mi utraconej rzeczy? Nie byłem tego pewien.

Rozpocząłem kolejny dzień służby. Niebo od rana było lekko zachmurzone, ale nic nie zapowiadało deszczu. Właśnie skończyłem ubierać mundur i ładować ostatnie sztuki amunicji do strzelby. Wtem ktoś wskoczył do mojego domu. Kobieta? młoda? w bieliźnie? ze skrzydłami nietoperza. Spojrzałem na nią lekko zdziwiony, po czym opuściłem w jej stronę broń.

- Spokojnie, kudłaty. Ja tu nie po to, żeby walczyć. No chyba, że o miejsce w łóżku... mrrr... ? dziwnie się zachowywała jak na mój gust ? Taaaak... W każdym razie jestem tu z polecenia Gildii. ? Na te słowa serce silniej mi zabiło. Uniosłem lufę strzelby do pozycji wyjściowej. - Mistrzowie powiedzieli, że sprawa twojej lubej jest ciężka, ale nie aż tak beznadziejna, jak początkowo... ekhem... No to tak. Trzymaj ? Powiedziała rzucając mi zapieczętowany list ? Tam wszystko ma być napisane.

Przeczytałem go. Znowu odczułem nadzieję na odzyskanie jej? Jinny? Lekko się uśmiechnąłem do siebie w duchu. Mała nadzieja, ale zawsze jakaś. Każda się liczy. Spojrzałem na ?posłańca?.

- To co, mój słodki? - Ustała w dość jasno wskazującej na zamiary pozie. ? Zabawimy się nieco przed przejściem do interesów? ? Postąpiła krok naprzód, patrząc mi prosto w oczy. Chyba próbowała flirtować ze mną. ? Wystarczy powiedzieć ?tak?.

W pewnej chwili miałem uczucie, że zaraz się na mnie rzuci. Pamiętałem ten wzrok? żądza? pragnienie? Ale czegoś tutaj brakowało. Tego jednego uczucia, które wciąż pali mnie wewnątrz?

Spojrzałem na nią spokojnym wzrokiem i odparłem grzecznie.

- Wybacz, ale muszę odmówić. Bez obrazy, ale mam kogoś, na kim mi bardzo zależy. Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie.

Formułka częściowo wyuczona na pamięć, a częściowo płynąca z serca. Rozejrzałem się po pokoju. Wskazałem dziewczynie krzesło.

- Na razie się rozgość. ? powiedziałem uprzejmie ? Muszę zabrać kilka rzeczy ze sobą i możemy ruszać.

Wziąłem pistolet i pudełko naboi na zapas, po czym włożyłem je do torby podręcznej. Tak samo zrobiłem z portfelem i kilkoma ubraniami na zmianę. Po przebraniu się w coś normalniejszego, wróciłem do pokoju.

- Dobrze. Możemy ruszać.

Po wyjściu z domu zamknąłem drzwi na klucz.

-------------------------------------------------

John to Amerykanin rasy białej. Ma średniej długości ciemne blond włosy, przeciętną, acz lekko urodziwą twarz, niebieskoszare oczy. Normalna, lekko umięśniona sylwetka. W chwili wyruszenia ma na sobie średnio nowe jeansowe spodnie. Czerwono-czarną koszulę i brązowe, skórzane buty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny piątek! Nienawidzę piątków... Pewnie znów dostanę tony książek o rzeczach, które nie interesują mnie wcale, albo tylko troszeczkę... No ale nikt nie obiecywał, że szkolenie będzie łatwe. No ale dla instruktorki warto się starać, zwłaszcza, że dostałem tylko jedną książkę.

- Co za kobyła! - krzyknąłem, gdy bibliotekarka podała mi olbrzymią, okutą metalem książkę.

W domu od razu poszedłem do mojego pokoju, nawet nie witałem się z Jessicą, trzeba przeczytać to coś szybko, to może w sobotę gdzieś wyskoczę. Wertowanie księgi przerwała mi Jahti - sukkub, posłaniec Gildii. Spojrzałem na nią tylko pytająco, od razu uzyskałem odpowiedź:

- Tak jest, słodziuchny, masz wezwanie. Jutro po południu masz zasuwać do Gildii. Pierwsza robota w terenie. Nawet dostałam zalecenie, by cię nie uwodzić, bo jeszcze ci się nie będzie chciało wstać. A szkoda, bo dziś mam na kogoś straszną ochotę... ech... życie.

Nawet nie miałem ochoty odpowiadać, weekend z głowy. Przeczytałem jeszcze kilka stron, po czym ruszyłem na szybki obchód farmy. Wszystko było w porządku, a nawet lepiej, kobieca ręka niewątpliwie wiele wniosła do mojej farmy.

Następnego dnia udałem się do siedziby Gildii, Błyskawica jak zwykle nie zawiódł i do teleportu dotarłem w kilka chwil. Powitał mnie wiecznie uprzejmy Gnom:

- Gnom witać, witać! Pan Thomas wchodzić! Mistrz oczekiwać!

- Cześć, Gnomie! - Odrzekłem jak zwykle radośnie i ruszyłem w stronę gabinetu mistrza. Po drodze spotkałem Młodego, od razu pochwaliłem mu się, że nauczyłem się nowego zaklęcia - podpalenia. Zademonstrowałem mu to nawet, zapalając papierosa, nie wyszło to idealnie, ale jednak papieros się palił. Wypaliłem go szybko, zanim dotarliśmy do gabinetu dyrektora. W gabinecie powitała mnie znajoma, ruda dziewczyna. To była... Kate?

- Kate! Kopę lat! - wykrzyknąłem wesoło, po czym pocałowałem ją w policzek. - Co tam słychać u Ciebie?

Konwersację wyłożył nam mistrz, który nakazał sprawdzenie pewnego... Przybytku rozkoszy. Gdy dyrektor skończył, ruszyłem w stronę wyjścia:

- Do zobaczenia Młody - rzuciłem wychodząc, po czym zwróciłem się do Kate. - Skoczymy tam zaraz jakimś portalem, wybadamy sprawę, a po wszystkim zapraszam Cię do siebie. Napijemy się, pogadamy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wygląd postaci:

Umięśniony i opalony brunet(włosy do ramion) o zielonych oczach. Odkąd stał się członkiem Gildii nosi na sobie czarne dzwony z różnymi łańcuchami i ćwiekami, wysokie czarne buty, zwykłą czarną koszulę, skórzane rękawice bez palców, czarny prochowiec przed kostki i czarny kapelusz kowbojski(ale bez rzemyków), zawsze ma przy sobie swoją długą, sękatą laskę, lekko zakręconą u góry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pół roku siedzenia w Gildii dostałam pracę w terenie. Zbyt szybko, zbyt szybko... Podejrzewałam, że jeszcze minie kolejne pół roku, zanim mnie wyślą w teren. Ale mówiło się trudno. Nie spodziewałam się jednak, że tamte nieszczęsne wydarzenia będą mnie prześladować w postaci pewnej osoby. Wszedł, kiedy siedziałam w gabinecie. Thomas. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek zamieniła z nim parę słów przez ten rok. Owszem, widywaliśmy się, aczkolwiek tylko na parę sekund. Nie byłam zadowolona z tego. Znowu te wspomnienia...

- Kate! Kopę lat! - zawołał wesoło, a chwilę potem poczułam zwykłego całusa w policzek. - Co tam słychać u Ciebie?

Oniemiałam. Przecież nie dalej jak rok temu omal go nie położyłam trupem. Czemu więc się cieszy, widząc mnie teraz, tutaj?

Zaraz potem poznałam szczegóły misji. Okazało się, że mam z nim pracować. Jakb było tego mało, to było nawet całkiem niedaleko mnie. Kłopoty lubią się do mnie przyczepiać...

Zostawiliśmy mistrza i Młodego za drzwiami. Czyli zaczynamy od zaraz... Kolejne słowa Thomasa skutecznie rozwiały moje poczucie względnego bezpieczeństwa. Nie tylko sie cieszył na mój widok, ale również chciał bardzo wiedzieć, co sie ze mna działo.

Ciekawe, co miałam mu powiedzieć... No chyba nie zacznę od: "Nic takiego, tylko zostałam oskarżona o zabójstwo"? Nie było takiej opcji.

- Nie chcesz wiedzieć, co u mnie - powiedziałam cicho i smutno. Tak jak mówiłam od kilku miesięcy. Nie patrzyłam na niego. - Nie mamy o czym rozmawiać. Chodźmy się przygotować do tego zadania.

------------

Wygląd: Kate to młoda, szczupła dziewczyna o dość bladej skórze. Rude włosy ścięte są "na pazia", a piegowata twarz i błekitne oczy są pełne smutku i melancholii. Ma na sobie prosto skrojony, ciemnozielony kostium, który upodabnia ją do urzędniczki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kate, Thomas

Ruszyliście w stronę poczekalni, a więc i portalu Gildii. Po drodze nie zamieniliście wiele słów. Mówił głównie Thomas, zaś Kate, jeśli już odpowiadała, to cicho i krótko. Kiedy już przechodziliście obok biurka Gnoma, ten was pozdrowił:

- Panienka Kate i pan Thomas! Gnom życzyć powodzenia na pierwszej misji! ? zawołał wesoło z szerokim uśmiechem.

Zaraz potem usłyszeliście za sobą jakieś krzyki.

- Kate! Thomas! Czekajcie!

Do pokoju wbiegł Młody, trzymający w dłoni jakieś przedmioty.

- Mistrz zapomniał wam to dać ? powiedział lekko dysząc i wręczając wam to, co niósł.

Każdy z was w tej chwili trzymał małą, skórzaną ?książeczkę?. W środku znajdował się metalowy znak pentagramu z klepsydrą w centrum.

- To odznaki ? wytłumaczył chłopak ? Są w ten sposób nasycone magią, że ulegają zniszczeniu, jeśli wejdą w posiadanie kogoś innego. To dowód na to, że pracujecie dla Gildii. Niektórzy supernaturale, czy czarownicy albo wiedźmy współpracują z nami. Inni nas nienawidzą. Sami musicie zdecydować, czy użyjecie odznak i zdradzicie swoją tożsamość, czy też nie ? chłopak odetchnął. Uśmiechnął się do was obojga ? Powodzenia na pierwszej misji, Kate ? pochylił czoło przed dziewczyną ? Thomas ? teraz przed świeżo upieczonym magiem - Wracajcie zdrowi ? z tymi słowami zostawił was samych.

Wy zaś ruszyliście do teleportu. Przenieśliście się kilka przecznic od domu Kate, jednak do celu waszej podróży macie jeszcze kilka przystanków tramwajowych. Dalsza część drogi przeszła bez żadnych komplikacji. Ot zatłoczone miasto, tłumy w tramwaju i dokuczające przez szyby słońce. Wreszcie dotarliście pod wskazany adres. Zobaczyliście napis nad wejściem ?Dom uciech Gorgona?. Budynek był cały betonowy, z całkiem ładnie wykończonymi rogami z żółtej cegły. Czerwone zasłony w oknach były drugą po nazwie przybytku wskazówką, co do określenia przeznaczenia tego miejsca. Weszliście do środka przez mahoniowe drzwi. Znaleźliście się w poczekalni. Mały pokój z ladą po prawej i dwiema sofami na środku. Wyjścia stąd były trzy. Schody na górę, drzwi niedaleko lady i frontowe wejście. Za ladą stała średniego wzrostu kobieta o ślicznych, zielonych oczach i bardzo gładkiej, choć bladej cerze. Jej rude włosy opadały faliście na ramiona i plecy zaś uśmiech na twarzy dodawał całości wizerunku zabójczego uroku. Ubrana była w skąpą, zieloną bluzeczkę na ramiączkach i białą minispódniczkę.

- Witam państwa ? powiedziała kobieta ? Szukają państwo towarzystwa do zabaw? Dobrze państwo trafiliście, chociaż ?taka? zabawa jest nieco droższa. Proszę bardzo przejrzeć zdjęcia i wybrać.

Z tymi słowami podała wam katalog tutejszych pracownic wraz z godzinami pracy i cennikiem... Po jego zobaczeniu już widzieliście. Zdecydowanie był to jeden z tych bardzo luksusowych domów publicznych...

John

Dziewczyna tylko westchnęła na twoje słowa o rozgoszczeniu się. A gdy już byłeś gotów po prostu wyskoczyła przez okno, którym weszła. Ty przymknąłeś je za nią i wychodząc zamknąłeś drzwi na klucz. Razem poszliście w stronę lasów nie trzymając się ścieżki kompletnie. Dziewczyna prowadziła.

- Szkoda, że nie skorzystałeś z propozycji. Byłoby... hmmm... miło... ? szepnęła do ciebie przystając przy jednym z drzew na obrzeżach lasu.

Pamiętałeś to miejsce. Niedaleko stąd jest farma tego mężczyzny, którego poznałeś tamtej nocy. Rok... nie widzieliście się w sumie od tamtej pory, ale wtedy razem walczyliście o przeżycie. Kobieta zaś ujęła twoją dłoń. Była chłodna, ale dotyk wywoływał dziwne, przyjemne uczucie. Malutkie dreszczyki. Przyłożyła twoją rękę do kory drzewa.

- A teraz zamknij oczy... ? szepnęła znów. Nie zamknąłeś.

Poczułeś się... dziwnie. Jakbyś najpierw stał się lekki. Pusty w środku. A zaraz potem uczucie szybowania w powietrzu. Widziałeś tylko jasne światło. Nawet nie wiesz, kiedy przestałeś być w Yellowstone. Ale coś chyba szło nie tak. Poczułeś ból. Jakby coś chciało rozerwać cię na strzępy. Przez biel światła zacząłeś dostrzegać zarysy jakiegoś terenu. Lasy, bagna... nie widziałeś szczegółów. A już chwilę potem po prostu światło zanikło, a ty znalazłeś się jakieś pięć metrów nad ziemią w jakimś lesie. Bynajmniej na pewno nie Yellowstone... Wypadłeś z portalu i uderzyłeś o gałąź pobliskiego drzewa. Ta z trzaskiem ustąpiła pod twoim ciężarem. Potem kolejna. Trzeciej nie było, ale zamiast niej poczułeś spotkanie z twardym podłożem. O tyle dobrze, że gałęzie zamortyzowały nieco upadek. Lekko tylko obolały wstałeś tylko po to, by dosłyszeć dziwne syki za sobą. Odwróciłeś się i zobaczyłeś grupę czterech istot. Jednym był człowiek. Podobny z wyglądu do indian. Pozostałymi trzema były... ludzie-jaszczury. Istoty z łuską, długim ogonem, jaszczurzym pyskiem i kolcami ?płynącymi? wzdłuż kręgosłupa. Jedna z nich chyba walczyła po stronie człowieka. Zaś pozostałe dwie... widziałeś dziką furię w ich oczach. Nienaturalną żądzę mordu...

Khevan

Na szczęście sił magicznych nie straciłeś zbyt wiele. Byłeś w stanie skoncentrować duże ilości pyłków w oczodołach i nozdrzach napastników i nie miałeś z tym problemów. Ale reakcja na to była chyba przez ciebie nieprzewidziana. Jeden z jaszczurów faktycznie chwycił się łapami za pysk i przez chwilę stał zamroczony, ale zaraz po tym z sykiem rzucił się w twoją stronę uniemożliwiając ci skuteczną ucieczkę. Drugi zaś także wydawał się odczuwać niedogodności związane z twoim zaklęciem, ale zajął się trzecim z jaszczurów. Cichy jednak był już przy tobie. Stanął pomiędzy tobą a atakującym cię lizadrmanem. Wydał z siebie ryk gotów na twe rozkazy.

Ssakh?shika

Kiedy tylko rzuciłeś się do ataku, zobaczyłeś jak twoi pobratymcy krztuszą się czymś. Podejrzewasz, że ten człowiek miał coś z tym wspólnego, jednak nie miałeś teraz czasu na nic, prócz walki. Twoi bracia wściekli się jeszcze bardziej i rzucili z sykiem na was obu. Ciebie i człowieka. Nie miałeś czasu zatrzymać tego biegnącego do indianina. Sam byłeś w tej chwili zagrożony. Do ciebie pobiegł ten z włócznią. Zadał cios pierwszy. Chybił prowadząc grot ponad twoim ramieniem, kiedy wykonałeś unik. Zręcznie skontrowałeś atak, jednak cel uskoczył w tył. Zwinny był. O wiele bardziej niż wcześniejsi, z którymi miałeś do czynienia. Ale widziałeś, że jego zmysł węchu i wzroku został lekko przytępiony, co mogłeś wykorzystać na swoją korzyść...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kate! Thomas! Czekajcie! - zawołał Młody. - Mistrz zapomniał wam to dać, to odznaki. - Rzekł młody wręczając nam małe, skórzane książeczki, po czym życzył nam powodzenia i znikł równie szybko, co się pojawił. Nie tracąc czasu ruszyliśmy do teleportu i przeskoczyliśmy przez niego, tylko po to, żeby ruszyć w drogę tramwajem. W tym czasie próbowałem rozmawiać z Kate, ale rozmowa wyjątkowo się nam nie kleiła... "Może wie o Jessice i myśli że ja z nią... Nie, raczej nie." Pobawiłem się trochę odznaką, którą przypiąłem do łańcucha, a następnie wsadziłem ją do tylnej kieszeni spodni. Wysiedliśmy. To co zobaczyłem, wyglądało inaczej niż moje wyobrażenie domu publicznego. Ten był ładnie wykonany i zadbany, weszliśmy do poczekalni, w której przywitała nas niecodziennej urody kobieta w skąpych ubraniach.

- - Witam państwa ? powiedziała kobieta ? Szukają państwo towarzystwa do zabaw? Dobrze państwo trafiliście, chociaż ?taka? zabawa jest nieco droższa. Proszę bardzo przejrzeć zdjęcia i wybrać.- To mówiąc, podała nam katalog. Zacząłem przeglądać go i dokładnie przyglądać się odważnym zdjęciom "pracownic" w poszukiwaniu czegoś podejrzanego.

- Hym... - westchnąłem. - Czy mogłaby pani nam coś doradzić? Ja i narzeczona - to mówiąc objąłem Kate ręką. - Pierwszy raz korzystamy z tego typu usług. - Powiedziałem i uśmiechnąłem się przepraszająco w stronę partnerki.

Po chwili zastanowienia powiedziałem:

- Mam lepszy pomysł! Może moglibyśmy zobaczyć wszystkie dziewczyny i którąś sobie wybrać? - zaproponowałem.

Taki zabieg dałby nam możliwość spotkania z każdą i wyczucia tej, z którą coś jest nie tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Co do cholery się tu dzieje?"- przemknęło mi przez myśl na widok spadającego wprost z nieba człowieka, który na dodatek pojawił się znikąd - "Czy to Matka Natura oszalała czy to ja zaczynam wariować?". Do spraw bieżących przywrócił mnie z chwilowego oszołomienia ostrzegawczy pomruk Cichego.

- Dobrze, że zdążyłeś wrócić, to uczyni rzeczy prostszymi - powiedziałem na głos do kota, sprawę latającego człowieka odkładając na później.To była kwestia przyzwyczajenia. Podczas tej 10-letniej wędrówki przez Stany zżyłem się ze swoim zwierzęcym opiekunem, do tego widziałem go znacznie częściej niż ludzi. Rozmowy z nim stały się swego rodzaju nawykiem, mimo tego, że mogłem się z nim komunikować dużo szybciej w sposób duchowy.- Postaraj się nie dopuścić tej jaszczurki blisko mnie.

"Sprawy mają się lepiej niż chwilę wcześniej" - natychmiast zacząłem analizować sytuację, podczas gdy Cichy krążył przede mną, wprawnie trzymając Jaszczuroluda w bezpiecznej odległości - "Druga bestia zajęła się swoim pobratymcem, mam nadzieję, że mój nieoczekiwany sprzymierzeniec poradzi sobie z nią. Pyłki zadziałały częściowo, jednak lepsze to niż nic, przynajmniej bestia ma przytępione zmysły. Do tego zostało mi więcej mocy niż myślałem... Czas zacząć działać serio...".

- Jesteśmy w gęstym lesie, jaszczurko. Żyjesz tu nie od dziś ale Matka Natura jest po mojej stronie, pomogę Jej pozbyć się twojej plugawej obecności - powiedziałem cicho - Cichy, wiesz co robić!

Ryś natychmiast ruszył, starając się przemknąć koło jaszczura i odwrócić jego uwagę. Gdy znajdzie się za jego plecami, postara się ominąć kolce grzbietowe i zaatakować głowę, ewentualnie chwycić za ogon. Walczyliśmy już wcześniej z podobnymi istotami, nie powinien mieć zbytnich problemów. Nie chciałem zbytnio kusić losu, byłem zmęczony po poprzedniej walce. Szybko opadłem na kolana, położyłem dłonie na ziemi i rozpocząłem zaśpiew w prastarym języku mojego plemienia, języku duchów i natury, używanym przez pierwsze rozumne istoty zrodzone przez Matkę. Po kilku sekundach poczułem przepływ mojej energii w głąb ziemi, wyczułem kłębiące się tam życie. Jeśli zaklęcie się powiedzie, wszystkie drobne insekty w promieniu kilkunastu metrów od szalonego jaszczura zmienią się nie do poznania, wypełzną na powierzchnię, wyrosną im kły jadowe, ostre jak stal kleszcze i kolce a ich celem stanie się jedno - rozerwać na strzępy mojego przeciwnika.

"Zobaczymy jak poradzisz sobie z nimi, szalona bestio...".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?Zwinniejszy, ale gorzej widzi i wącha? Muszę odpowiednio podejść??.

Po szybkim przedstawieniu sobie sytuacji nacieram na stworzenie, ale nie bezpośrednio, tylko lekko skacząc zygzakiem. Staram się jak najczęściej zmieniać położenie, aby jego zmysły nie mogły za mną nadążyć. Kiedy nadchodzi odpowiedni moment, w którym jest już kompletnie zdezorientowany - na co liczę - szybko wykonuję wielki skok w jego stronę. W locie trzymam włócznię grotem do przodu, z nadzieją, że wróg albo się nadzieje, albo go tym po prostu rozszarpię. Jeśli mi się uda, to staram się go dobić włócznią lub pazurami, tak żeby już więcej nie wstał i nie zatruwał mi życia. Jeśli jednak nie, to w czasie walki próbuję wyczuć moment, w którym odsłoni jakiś słaby punkt. Wtedy jak najmocniej weń zaatakuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszło mi grać rolę narzeczonej. Niech no tylko sklasyfikują mnie jao tą nieśmiałą, to nie wiem, co zrobię... Thomas czasem ma pomysły. O tyle dobrze, że nie powiedział, że jesteśmy małżeństwem... Tego bym nie zniosła.

Na jego propozycję pokiwałam głową. To był dobry pomysł, sama nie wiedzieć czemu na niego przystałam, kiwajac głową. Żeby tylko jeszcze rękę zabrał, bo inaczej sie do niego przytulę... Chociaż... Mam grać narzeczoną, to lepiej, żebym się jakos przygotowała...

- Też myslę, że to dobry pomysł, kochanie... - powiedziałam. Ani chybi Thomas mnie za to zamorduje!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-?To był chyba powód trzymania zamkniętych oczu podczas przenoszenia?? ? powiedziałem do siebie z lekkim rozczarowaniem całą zaistniałą sytuacją.

Nie wiedziałem, co dokładnie się dzieje, ale jedno było pewne. Ten, który wyglądał na Indianina i ten jaszczur bronili się. Nie byłem do końca pewien tego, czy to, co zaraz zrobię będzie słusznym wyborem, ale wiedziałem, że nie mogę tak sobie spokojnie stać. Sięgnąłem po pistolet do torby i po dokładnym wycelowaniu w łeb jaszczura atakującego Indianina oddaję strzał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kate, Thomas

Na wasze słowa kobieta przygląda się wam chwilę uważnie, po czym mówi:

- Wnioskuję, że życzą sobie państwo wybór rozszerzony, bez ograniczeń na tle rasowym. Proszę przejść do pokoju obok, wolne dziewczęta zaraz przyjdą ? rzekła, a następnie otworzyła przejście przy ladzie kluczem.

Weszliście do pokoju obok. Tu na środku także stały sobie dwie sofy skierowane w przeciwne strony. Pomieszczenie przypominało to poprzednie, ale za ladą był barek a przy nim stał jakiś młody, całkiem przystojny mężczyzna o czerwonych tęczówkach. Thomas od razu wyczuł w nim istotę nadprzyrodzoną, jednak nie mógł określić jaką. Już po chwili zaś do pokoju weszło pięć dziewczyn. Wszystko ustawiły się w kuszących pozach z jedną nogą wysuniętą do przodu. Pierwszą była wysoka, farbowana blondynka. Człowiek. Drugą okazała się średniego wzrostu dziewczyna o nieco popielatym odcieniu skóry. Oczywistym było, że nie należała do rasy ludzkiej. Trzecia także była człowiekiem. Niską, azjatycką brunetką o czarnych oczach. Czwarta i piąta były bliźniaczkami, a z ich pleców wyrastały nietoperze skrzydła. Wszystkie były zabójczo piękne i pociągające. Barman odezwał się przerywając ciszę:

- Widzę, że państwo też jedni ze świadomych. Proszę wybrać i się nie krępować. Od lewej mamy Castidy, Kine, Asuka, oraz nasze bliźniaczki Jahane i Jahine.

Dziewczęta zachichotały wesoło patrząc na was uważnie. Niektóre zaczęły eksponować swoje walory, inne delikatnie przygryzały wargę. Znacie już nawet cennik usług. Za kilka godzin spędzonych z Castidy, lub Asuką życzono sobie czterysta dolarów. Za upojne chwile z Kine już pięćset. A z bliźniaczkami całe dziewięć stów. Fakt, że pracują tu także kobiety-demony nie był wcale ukrywany. Thomas nie poczuł niczego szczególnego od żadnej z dziewcząt. Poza naturalnie specyficzną dla demonów aurą przy bliźniaczkach, oraz popielatoskórej. No i przy barmanie...

John

Strzelasz w głowę bestii, ale jej gwałtowne ruchy nie pozwoliły ci w nią trafić. Zamiast tego pocisk ugodził jaszczura w ramię. Ten odwrócił się do ciebie z sykiem, ale wtedy zaczęło coś się dziać. Zobaczyłeś wydostające się z ziemi larwy, dżdżownice, żuki i inne robactwo. Chwilę później zwierzęta te zaczęły powiększać swe rozmiary. Niektóre były wielkości pięści. W dodatku z ich ciał wyrosły dziwne kolce i ostrza. Jeszcze przed chwilą małe robaczki teraz stały się krwiożerczymi bestiami, które oblazły jaszczura kalecząc go boleśnie i odrywając kawały mięsa od jego ciała. Aby skrócić jego męki strzeliłeś w jego łeb ponownie. Tym razem trafiłeś ze skutkiem śmiertelnym.

Khevan

Skontaktowałeś się z duszą Matki Natury, kiedy Cichy odwracał uwagę napastnika. Siłą swej woli rozkazałeś wszelkiemu robactwu wypełznąć na powierzchnię. Korzystając ze swoich magicznych mocy wyposażyłeś je w broń. Chwilę później atakujący cię jaszczur poznał czym jest gniew Matki. Ryki bólu niosły się echem po lecie, kiedy twoje sługi rozszarpywały powoli ciało celu na kawałki. Ale wtedy osoba, którą już wcześniej widziałeś skróciła męki stworzenia, strzelając mu z pistoletu w głowę. Bestia padła na ziemię martwa, a robactwo wróciło do swoich rozmiarów.

Ssakh?shika

Twój plan poskutkował. Lizardmanowi ciężko było kontrolować twoje położenie, kiedy co chwila próbował przetrzeć oczy swoją łapą. W końcu nadeszła odpowiednia chwila i rzuciłeś się na niego. Niestety grot włóczni chybił. Cel zorientował się na czas, co się święci i w twoją stronę pomknęło ostrze jego broni. Ty jednak uchyliłeś się i złapałeś drzewce łapą. Pazurami zaś przeorałeś pierś atakowanego. Zaraz potem rzuciłeś się na niego i kilkoma kolejnymi ciosami pazurów dosłownie rozszarpałeś go na strzępy.

John, Khevan, Ssakh?shika

Stoicie w lesie niedaleko bagien. Wasi przeciwnicy leżą martwi na ziemi. Jedynie John nie jest zmęczony po walce. Nie rozumiecie zbiegu okoliczności, który was wszystkich tu zebrał, ale czujecie, że jesteście po tej samej stronie barykady. W tych lasach coś się działo. Coś złego. I wszyscy przeczuwacie, że demoniczne praktyki miały z tym jakiś związek. Khevan czuł to wyraźnie. John pamiętał, że gdzieś tutaj jest cel jego misji. Zaś Ssakh?shika od jakiegoś czasu był celem tych nienaturalnie krwiożerczych bestii. Co więc postanowicie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wnioskuję, że życzą sobie państwo wybór rozszerzony, bez ograniczeń na tle rasowym. Proszę przejść do pokoju obok, wolne dziewczęta zaraz przyjdą ? rzekła ekspedientka, a następnie otworzyła przejście przy ladzie kluczem.

Poszliśmy za nią, moją uwagę od razu przykuł, stojący za ladą, barman o czerwonych tęczówkach. Biła od niego specyficzna aura... Po chwili weszły dziewczyny, całe pięć gorących dziewczyn. Dwie z nich były ludźmi, dwie sukkubami, a piąta? No właśnie... Trzeba to sprawdzić.

- Widzę, że państwo też jedni ze świadomych. Proszę wybrać i się nie krępować. Od lewej mamy Castidy, Kine, Asuka, oraz nasze bliźniaczki Jahane i Jahine. - powiedział barman.

- Emm... - zmieszałem się lekko. - Jak myślisz kochanie, może Kine? - zwróciłem się do mojej 'narzeczonej'.

Przyjrzałem się trochę dziewczynom, po czym wpadłem na jeszcze jeden pomysł.

- Nalej mi proszę whisky - powiedziałem do barmana. - Ciebie też możemy wybrać? Myślę, że Kate chętnie zrobiłaby 'to' z innym... - powiedziałem i uśmiechnąłem się do Kate - "Już po mnie..."

Wybrałem 2 najbardziej podejrzane, przynajmniej dla mnie, osoby. Oby tylko barman zgodził się na mój układ, trzeba go sprawdzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-...tel khane! - skończyłem zaśpiew i podniosłem się z kolan. Jednocześnie usłyszałem wystrzał a jaszczur odwrócił się ode mnie z wściekłym sykiem. Nic więcej nie zdążył zrobić, moje zaklęcie zadziałało. Patrzyłem z zimnym spokojem jak jaszczur jest rozrywany na strzępy przez sługi Matki. W tym samym momencie padł kolejny strzał, śmiertelny dla mojego przeciwnika. Kątem oka dojrzałem, że walka między pozostałą dwójką również się zakończyła, odetchnąłem z ulgą. Dopiero teraz poczułem jak bardzo jestem zmęczony. Przyklęknąłem przy porozrywanym ciele, dotknąłem dłonią zmasakrowanej głowy.

- Po śmierci przysłużysz się Matce, wspomóż jej ciało swoim. - po tych słowach podniosłem się, przywołałem Cichego kontaktując się z nim duchowo. Przeczesałem dłonią włosy, zatknąłem totem za pas, mój wzrok spoczął na moim nieoczekiwanym, zielonoskórym sprzymierzeńcu i na człowieku, który oddał strzał. Ryś ułożył się wygodnie blisko moich stóp i pozornie beztrosko zaczął wylizywać futro, bacznie jednak obserwując tą dwójkę.

- Schowaj broń - powiedziałem do nieznajomego - po tym co zrobiłeś raczej nie masz wobec mnie złych zamiarów. Kim więc jesteś i jakim dziwnym sposobem się tu dostałeś? A ty, zielonoskóry, rozumiesz co mówię czy będę musiał skontaktować się z tobą duchowo?

Po tych słowach przyklęknąłem przy rysiu, delikatnie drapiąc go za uszami i czekając na odpowiedź nieznajomych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Walka się skończyła. Indianin zaczął mówić różne rzeczy, wśród których łatwo można wywnioskować, że jest wierny Matce. Tak jak ?poprosił? schowałem broń do torby. Spojrzałem jeszcze ukradkowo na jaszczura i upewniłem się, że jestem wystarczająco daleko. Słyszałem chyba coś o nich i jeśli dobrze pamiętam, to lepiej uważać w ich pobliżu.

- John. Miło mi. ? powiedziałem grzecznie, jak to wymagają dobre obyczaje - Wylądowałem tu niedaleko przez przypadek. Szukam pewnego maga, który ?zajmuje się sztukami ciemności?, i który gdzieś tutaj mieszka. Nie wiecie może, gdzie mogę go znaleźć? ? powiedziałem od razu prawdę. Biorąc pod uwagę widziane przed chwilą rzeczy i tak nie ma co zatajać niepotrzebnie informacji, które i tak z czasem wyjdą na jaw. ? To jak?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widzę, przyszedł kolejny człowiek ? różni się jednak od tamtego? Ale to nic. Jeśli nikt z nich nie ma złych zamiarów wobec mnie i mojego plemienia ? nie mam się co przeciwstawiać. Choć pytanie Indianina? Kiedy tylko kończy do mnie mówić, w ramach odpowiedzi unoszę pysk do góry, patrząc jednocześnie na niego. Wtedy unoszę poziomo palec na wysokość swojej szyi i ?przejeżdżam? nim przed nią, wydając z siebie jednocześnie dźwięk: ?Khhh!?. Nie czekając na reakcję, jakakolwiek by nie była, siadam sobie na ziemi, kładąc przy okazji włócznię. I podziwiam? Myślę? Piękne te drzewa, naprawdę piękne? Ale to nadal nie to? Z rozmyślań wyrywa mnie drugi człowiek, któremu postanawiam się przysłuchać. Kiedy mówi to swoje ?to jak??, nie wykonuję żadnych gwałtownych ruchów. Tylko tyle, że powoli opuszczam głowę w dół, lekko nią kręcąc w geście niewiedzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Musiałam się szybko powstrzymać od uderzenia Thomasa przy wszystkich. No dlaczego trafiło akurat na niego i te jego durne pomysły? Przywołałam na twarz uśmiech.

- Moze być Kine, kochanie... - łaskawie sie zgodziłam. - A co to twojego pomysłu... Wiesz, będziesz potem zazdrosny, bo on się moze okazać lepszy od ciebie... Na pewno chcesz?

Ciekawe, co on na to powie... Chyba mi da po uszach po tym wszystkim...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kate, Thomas

Barman uśmiechnął się natychmiast. Wydawało się wam, że nawet zachichotał.

- Nie, ja tu tylko podaję drinki ? Powiedział nalewając Thomasowi zamówiony alkohol. Oczywiście po uiszczeniu zań opłaty ? No dobrze, dziewczęta, możecie iść. A ty Kine, wiesz co robić.

Popielatoskóra zachichotała cicho i potaknęła głową. Puściła oczko do Thomasa przygryzając przy tym wargę. Po chwili zaprowadziła was przez poczekalnię na piętro, do jednego z pokojów. Przytulne pomieszczenie z dużym, wygodnym łóżkiem z czerwoną kołdrą i różowym posłaniem. Pod ścianą zaś stała szafka. Prawdopodobnie z jakimiś ?narzędziami? związanymi ze sferą erotyki. Dziewczyna usiadła na łóżku wygodnie a to nawet nie zaskrzypiało. Poczekała, aż oboje wejdziecie do pomieszczenia, zanim zaczęła mówić.

- Cennik państwo widzieli? Płatne po wszystkim. Czasem klienci się skarżą na różne niedogodności, ale ja gwarantuję... ? to mówiąc odpięła swój stanik, choć nie zsuwała go jeszcze z kształtnych, całkiem dużych ale naturalnych piersi - ... gwarantuję, że państwo nie będą żałować wyboru...

Thomas zaś mimo usilnych starań nie był w stanie wyczuć od tej dziewczyny niczego negatywnego.

John, Khevan, Ssakh?shika

Prowadzicie dalej wasza rozmowę.

- A więc jesteś John... ? mówi indianin do tego drugiego człowieka.

- Tak ? odpowiada tamten. W tym czasie lizardman tylko siedzi i chyba przysłuchuje się wymianie zdań.

- Ja jestem Khevan Długi Kieł, nie wiem czy miło mi cię poznać ale wypada się przedstawić. Rozumiesz co oznaczają gesty tego jaszczura?

- Chyba cię lubi... A tak na poważnie. Nie wiem ? odpowiedział John. A zaraz po tym jaszczur wydawał się bardziej przywiązywać uwagę do tego, co mówią ludzie.

- Hmmm... Raczej nie wygląda na agresywnego wobec nas. ? powiedział Khevan i postąpił dwa kroki w stronę jaszczura.

- Dobra... to wy się zaprzyjaźniajcie, a ja pójdę poszukać tego maga... ? rzucił John idąc w swoją stronę w tej samej chwili, kiedy lizardman stanął na nogi i zaczął się i obojgu przyglądać.

- W sumie nie wygląda żeby potrafił mówić ? oznajmił indianin - Ale skoro twierdzisz, ze ktoś tu zajmuje się czarną magię chyba powinienem to sprawdzić. Nie mogę pozwolić na tworzenie większej liczby tych szalonych gadów, o ile to jego sprawka. Idę z tobą.

- Jak tam chcesz. ? odpowiedział John i przystanął na chwilę - Wybacz, że jestem trochę oschły, ale ostatnio moje doświadczenia z ludźmi są w większości uciążliwe...

W tej chwili Jaszczur podszedł do dwójki rozmawiających jakby chciał oznajmić, że idzie wraz z nimi. A Khevan rzekł:

- Ja nie proszę o twoją zgodę... Z tobą czy bez ciebie ja i Cichy sprawdzimy tego maga. ? to mówiąc przywołał swojego rysia i zebrał rzeczy - Jaszczur chyba też chce iść. W takim razie ruszajmy.

Zaczynacie powoli rozumieć wasze położenie. Wasze problemy skupiają się w tym samym miejscu. A przynajmniej takie odnosicie wrażenie. Postanowiliście połączyć siły, by razem osiągnąć swoje cele. Jako drużyna macie większą szansę przetrwania. Kiedy tak przemierzaliście lasy bez celu, a John po raz kolejny wspomniał o posiadłości maga, jaszczur syknął zwracając na siebie uwagę i wskazał kierunek. Okazało się, że Sskh?shika znał okoliczne lasy bardzo dobrze. I już wkrótce doprowadził całą grupę do skrytej między drzewami posiadłości.

Dwupiętrowy dom był w całości zbudowany z drewna, jednak nie była to jakaś rudera. Przeciwnie. Kunszt wykonania potrafił zadziwić. Posiadłość była dość duża. Prawdopodobnie mogłyby tu zamieszkać ze trzy rodziny... Widzieliście tylko jedno wejście do środka nie licząc okien. Zwykłe, mahoniowe drzwi z kołatką. Khevan poczuł w tym miejscu obecność złej magii.

Ezechiel

Był dzień. Cholerny dzień...

Gdybyś wiedział, że przyjdzie ci spędzić tu na poszukiwaniach swojego celu całą noc, w życiu byś się tu nie zapuścił. Ale bestia na którą postanowiłeś zapolować kluczyła w w podziemnych korytarzach jaskini w lasach niedaleko Chicago nie dając się schwytać. Ty zaś w furii i żądzy jej krwi dalej się za nią uganiałeś. A gdy wreszcie stałeś nad kudłatym, pozbawionym krwi truchłem wilkołaka, było już jasno. Polowałeś na niego już od paru dni. Ale za każdym razem ci umykał. Dlaczego zaś chciałeś jego śmierci? Ponieważ zabijał na twoich ziemiach. W samym centrum Chicago, gdzie mieszkałeś. A teraz, gdy wreszcie bestię dopadłeś był dzień. Sobotnie południe. Słoneczne i pogodne południe, przez co przyjdzie ci tu spędzić jeszcze przynajmniej kilka godzin, dopóki nie zajdzie słońce. Na szczęście krew wilkołaka okazałą się sycąca. Kiedy już miałeś zamiar wracać głębiej w jaskinię i może znaleźć stąd jakieś inne wyjście, zostałeś zaatakowany przez coś, co przypominało jaszczurkę o ludzkich kształtach. Zabiłeś ją celnym ciosem w szyję, ucinając jej łeb. Ale ciekawe było to, że jaszczur zaatakował z głębi jaskini, a nie od jej wejścia. A więc jednak korytarze były z czymś połączone?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barman nie przystał na moją propozycję.. Może to i lepiej? No ale nieważne. Poszliśmy za Kine do małego, przytulnego pokoju. Nie słuchałem za bardzo co mówiła, byłem skupiony na badaniu jej aury... no i ciała. Mimo usilnych starań nie wyczułem w dziewczynie niczego złego. Nagle przeżyłem zauważyłem coś... Interesującego. Kine zdjęła stanik. "Wow... Nieźle!" Po chwili zastanowienia wziąłem Kate na bok i powiedziałem do niej szeptem:

- To nie ona... To prawdopodobnie nikt z personelu. Musimy to drążyć dalej, ale to wymaga odrobiny 'inicjatywy'... - W tym miejscu spojrzałem wymownie na Kine. - Wiesz co mam na myśli, prawda?

Nie czekając na odpowiedź mojej narzeczonej, zwróciłem się do, w sumie już nagiej, damy:

- Możesz nas poprowadzić? To nasz pierwszy trójkąt.. - Powiedziałem, ściągając kapelusz i płaszcz. Powoli zacząłem rozpinać swoją koszulę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem w ciemnościach, pośrodku wilgotnej i chłodnej jaskini. Wokół słychać było tylko świst wydychanego przeze mnie powoli powietrza i delikatny stuk podrygujących w konwulsjach nóg jaszczuroczłeka. Bezuczuciowym spojrzeniem omiotłem grotę, naprzeciwko leżało włochate ciało wilkołaka, spora kałuża krwi świadczyła o licznych ranach, jakich doznał. Walka była krwawa i długa, przeciwnik był silny.

-?Co za marnotrawstwo?- Pomyślałem i przeniosłem mój wzrok na drugie truchło. Stwór różnił się od wszystkiego, co dotychczas spotkałem. Średnio umięśniony tułów, pysk typowo gadzi, źrenice także. Podczas poruszania się był lekko zgarbiony, niczym małpa, lub troglodyta. Długi ogon, najprawdopodobniej służył do utrzymywania równowagi podczas biegu. Trójpalczaste dłonie i czteropalczaste stopy, z długimi pazurami, w kończynach górnych przeznaczone zapewne do rozdzierania ciała ofiary, a te u nóg do wskakiwania na nią, możliwe też są inne funkcję. Stworzenie było raczej prymitywne, w dodatku zaatakowało bez żadnego ostrzeżenia, mówić także nie potrafiło, ewentualnie nie zdążyło.

-Chyba powinienem opisać ten gatunek w moim dzienniku. To może być ciekawe odkrycie.- Szepnąłem do siebie i zacząłem szybko zapisywać swoje przemyślenia w książce. Po kilku minutach dostrzegłem jednak jeszcze jeden istotny szczegół-przepaskę na biodrach.

-Ma przepaskę na biodrach!- Prawie krzyknąłem.- To zmienia postać rzeczy...Od razu powinienem to zauważyć. Ubiór-czyli w jakiś sposób wie, że należy się ubierać, zakrywać niektóre części ciała...Musi wiec być to zwierze stadne...Nie tyle zwierze, co istota humanoidalna.- Dodałem po chwili.-A skoro jest jedno musi być i reszta.. Zapewne gdzieś w tej jaskini, skoro przyszedł z jej wnętrza... Musze się udać głębiej. Tylko ostrożnie.

Wstałem z klęczek od ciała i wyciągnąłem kawałek szarego materiału, po czym oczyściłem z juchy ostrze, Claymora. Pociągnąłem z piersiówki dwa solidne łyki i schowałem ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza, po czym ruszyłem w dół tunelu, powoli i ostrożnie, starając się wychwycić wszelkie odgłosy z niego dobiegające. Moim jedynym towarzyszem był miecz wspierany na ramieniu.

Wygląd: Wysoki i dobrze zbudowanym młodzian, o popielatych włosach, zawiązanych w dość długi kucyk. Jego twarz wyraża głębokie zamyślenie i jakby rezygnacje. Ciemne, błękitne oczy pełne są zadumy. Cera blada, lecz gładka. Ubrany jest w długi czarny płaszcz, z szarymi wstawkami o wysokim kołnierzu, zapinany na całej swej długości. Pod spodem ciemne spodnie, skórzane buty o tej samej barwie i biała kontrastująca z resztą koszula. Na dłoniach rękawiczki ?bez palców? ze stalowymi płytkami po wewnętrznej i zewnętrznej stronie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym samym momencie kiedy moim oczom ukazała się posiadłość poczułem zmianę energii otoczenia. I nie była to zmiana na dobre. Mimo, że posiadłość była okazała i pięknie wykonana to w swoim życiu przebywałem w siedliskach potworów, których energia wywoływała we mnie mniejszy niepokój. Cichy także to wyczuł, sierść na jego grzbiecie zjeżyła się a z gardła zaczął wydobywać się nie wróżący nic dobrego pomruk. W myślach kazałem mu się trochę uspokoić, po czym popatrzyłem na swoich przypadkowych towarzyszy. Nie byłem pewien czy któryś z nich poczuł to co ja, zresztą zbytnio mnie to nie obchodziło.

- Słuchajcie, w tym domu na pewno nie dzieje się nic dobrego, zachowanie Cichego potwierdza moje obawy - zwróciłem się do Johna i jaszczura. - Do tego pewnie nie mamy do czynienia z byle kim. Skoro nie spotkaliśmy się z żadną strażą musi być bardzo pewny swego bezpieczeństwa. Ewentualnie strażnicy są dobrze ukryci. Kilka okien, stąd widzimy tylko jedno wejście, musimy być ostrożni. Ja idę obejrzeć ten dom ze wszystkich stron i sprawdzić czy nie zobaczę czegoś interesującego.

Z tymi słowami zacząłem oddalać się od grupy. Zdecydowałem, że pójdę w lewo. Zacząłem się skradać jednocześnie uważnie obserwując ślady na ziemi i okolicę. Może znajdę jakąś wskazówkę, która wyjaśni mi co dzieje się w tym miejscu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zobaczyłem, jak Indianin powoli się oddala. Przez chwilę jeszcze obserwowałem jego kroki, uważając cały czas na tego jaszczura w pobliżu. Ruszyłem w stronę drzwi wejściowych.

Ich celem jest powstrzymanie tego, co dzieje się w tym lesie. Moim celem jest coś, co wymaga ostrożnego postępowania. Bez podejrzanych zachowań i ruchów, które mogłyby nawet sugerować wrogie nastawienie. Mroczna magia, czy nie, ja mam inne priorytety.

Plan na teraz jest prosty. Podejść spokojnie do drzwi i używając kołatki grzecznie zapukać dwa, może trzy razy, a następnie czekać. Zdarzenia sprzed roku nauczyły mnie, że nie wszystko jest tak oczywiste, jak się pierwotnie wydaje. Może i tym razem tak jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnej chwili zasyczałem wszystkim na znak, że jesteśmy na miejscu. Kiedy tylko przyjrzałem się uważniej pomieszczeniu od zewnątrz, każdy z tych ludzi już rozpoczął działania. Tamten Indianin, Khevan chyba, zaczął się skradać, a drugi człowiek? John? Chyba tak? John po prostu poszedł zapukać. Patrzę chwilę na ich działania. Gdy ta chwila przemija, postanawiam usunąć się trochę, abym nie był aż tak widoczny. Nie wiem, czy ci ludzie będą mnie widzieć, ale jakby co, będę mógł się im pokazać. Przy okazji też rozglądam się po okolicy, aby dojrzeć ewentualne niebezpieczeństwo - być może znowu się nim okażą moi pobratymcy ogarnięci szałem?? Oby nie?

Jeśli zaś okaże się, że po otwarciu tych drzwi nie stanie się nic złego, zamierzam do nich podejść i zajrzeć przez nie do pomieszczenia. Rzecz jasna, w takim wypadku nadal postaram się uważnie obserwować okolicę. Jeżeli jednak wyjdzie z nich jakieś zagrożenie dla życia mojego lub towarzyszy, rzucę się do ataku. Oczywiście nadal trzymam przy sobie włócznię, choć i pazury będę miał w użyciu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...