Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Harry Potter

Polecane posty

ValdiCieć ? Patryk Leszyński

Wszystko działo się tak nagle. Najpierw niespodziewana demaskacja tożsamości w Polsce i szybka ucieczka do Londynu, a wraz z nią starania o wspomożenie Zakonu. Teraz zupełnie niespodziewane wezwanie przez patronusa wysłanego ? sądząc po głosie ? przez tutejszą aurorską sławę jaką był Szalonooki Moody. Czyżby wreszcie zdecydowano się mu zaufać? Czy może czeka go jakiś wymyślny sprawdzian wierności? A może od razu zostanie uznany za potencjalnego szpiega? Patryk nie zastanawiał się nad tym długo, wszystkie te możliwości przemknęły mu przez głowę nim jeszcze zdążył wyparować srebrzysty blask patronusa oświetlający ciasny, mroczny pokoik. Ochrypły, surowy głos wciąż dźwięczał mu w głowie:

Skrzyżowanie u wylotu Roachester Road. Czekaj!

Jednym szybkim ruchem narzucił na siebie płaszcz i po sekundowym wahaniu zniknął w ciemnościach.

Nikt nie zauważył, że niemal na środku wąskiej uliczki z nikąd zmaterializował się człowiek. Było ciemno, światło latarni było przytłumione przez pokrywający je śnieg, który sypał tak gęsto, że nawet gdyby komuś chciało się wyjść w taką pogodę z domu, to i tak nie zwrócił by uwagi na to dziwaczne zjawisko. Patryk rozejrzał się dookoła starając się wyłowić jakąś wskazówkę pozwalającą mu zorientować się czemu został tu wezwany, ale niczego nie zauważył. Na ulicy nie było żywej duszy. Dla bezpieczeństwa zdecydował się skryć w cieniu bramy wiodącej na zaplecze jakiejś kamienicy, skąd miał dobry widok na całą ulicę. Czekał.

Nie minęło nawet pięć minut, gdy coś się wydarzyło. Do jego uszu dobiegł charakterystyczny trzask, który mógł oznaczać tylko jedno, w pobliżu ktoś się aportował. Powiódł wzrokiem wzdłuż drogi i w końcu to spostrzegł: w blasku latarni majaczyły trzy niewyraźne postaci, dwóch ludzi i jeden pies. Jeszcze przed chwilą z pewnością ich tu nie było. Ręka odruchowo powędrowała w kierunku różdżki.

Fivtyen ? Aaron Novend

Xysiu ? Mortimer Sentis

Dom państwa Weasleyów już od jakiegoś czasu był zmuszony do przyjmowania wielu niecodziennych gości. Ostatecznie został obrany na jedną z głównych baz wypadowych dla Zakony Feniksa, gdzie jego członkowie mogli się spotkać spokojni o to, że nikt niepożądany się o tym nie dowie i nie usłyszy tego czego usłyszeć nie powinien. Tak było i tym razem.

Małą, utrzymana w nieładzie kuchni okupowały trzy postaci. Wysoki, ubrany na czarno i obserwujący wszystko swymi bystrymi, ciemnymi oczami Mortimer, któremu przyprószone siwizną, również czarne włosy sięgały niemal do ramion. Obok niego siedział chudy Aaron, który pokrytą bliznami po oparzeniach dłoni gładził się po pokrytej kilkudniowym zarostem brodzie. Długie, brązowe włosy spinał w kucyk jakimś starym rzemykiem. Ubrany był niemal jak zwykły mugol, tylko wisząca na oparciu, czarna peleryna odbiegała od tego wrażenia. U jego nóg leżał zaś masywny, czarny wilczur, który ? jak już zdążył zorientować się Mortimer ? nie odstępował go nawet na krok.

Obaj zostali tu wezwani patronusem wysłanym przez Moodyego, a z tony w jakim wykrzyczał wręcz wezwanie wynikało, że stało się coś poważnego.

Nie musieli czekać długo, wkrótce drzwi się otworzyły. Pojawiła się w nich Molly Weasley.

- Alastor wkrótce tu będzie, jest strasznie zdenerwowany, choć tego po sobie nie okazuje. ? Rozejrzała się jakby chciała zrobić coś użytecznego, w końcu machnęła ręką i zabrała się za przygotowywanie herbaty. Jej goście nie wątpili jednak, że raczej nie dane im będzie jej wypić.

To przypuszczenie potwierdziło się chwilę później, gdy do kuchni wkroczył Szalonooki, jak zwykle roztaczający wokół siebie atmosferę strachu i niepewności. Jego poorana bliznami twarz zastygła w napięciu, a magiczne oko tkwiące w oczodole wpatrywało się w nich tak intensywnie jakby chciało przebić ich na wylot. Gdy się odezwał w jego głosie wyczuwało się zdenerwowanie.

- Dobrze, że już tu jesteście, bo czasu mamy mało. Dumbledore poinformował mnie, że śmierciożercy porwali Willarda Dramonda, który był Strażnikiem Tajemnicy Gabriela Racesa. To członek Zakonu i jednocześnie jeden z sędziów Wizengamotu, jego działania pozwoliły skazać kilka osób na wakacje w Azkabanie. Musicie jak najszybciej udać się do jego domu i go stamtąd zabrać, on jeszcze nie wie jakie grozi mu niebezpieczeństwo. Nim jednak to zrobicie kogoś ze sobą zabierzecie. Na Roachester Road będzie na was czekał Patryk Leszyński, to ten polak, który przybył tu aby wspomóc Zakon. Nie zaprosiłem go na nasze spotkanie, jeszcze zbyt wcześnie by zdradzać mu adresy naszych ludzi, ale może nam się przydać gdyby zrobiło się gorąco...

Moody urwał, dokładnie nad stołem wybuchnął pióropusz ognia, który oświetlił całą kuchnię, a gdy znikł w powietrze poszybował zwitek nadpalonego pergaminu. Gdy opadł na stół oczom zebranych ukazały się dwa adresy napisane w pośpiechu cienkim, pochyłym pismem:

- Priory Road 12, Londyn

- Lark Hall Lane 23, Ashford

Czoło Moodyego zmarszczyło się, przez co wyglądał na jeszcze bardziej pokiereszowanego niż w rzeczywistości.

- Priory Road to adres Gabriela, nie wiem kto mieszka w Ashford, ale Dumbledore musi uważać, że jemu też coś grozi. Gdy już spotkacie Patryka podzielcie się na grupy i odwiedźcie równolegle te dwa adresy, bądźcie ostrożni. Ja nie mogę wam towarzyszyć.

Gdy skończył mówić odwrócił się i kuśtykając zniknął w szalejącej za drzwiami śnieżycy. Aurorzy podnieśli się ze swych miejsc - to samo uczynił leżący u nóg Aarona pies - żegnając się z Molly i przepraszając, że nie mogą zostać dłużej.

- Nie wygłupiajcie się, wiem o co toczy się gra. Proszę was tylko, uważajcie na siebie.

Po wysłuchaniu tych słów ruszyli na zewnątrz by, podobnie jak Moody rozpłynąć się w ciemnościach. Aportowali się na Roachester Rod, wąską uliczkę ciasno obudowaną wysokimi kamienicami i zasypywaną grubymi płatami śniegu. W przytłumionym blasku latarni nie dostrzegali żywej duszy, wilczur skierował jednak pysk w stronę zacienionej bramy wiodącej na tyły jednego z budynków. W ciemności odcinał się zarys jakiejś samotnej postaci.

Brylant ? Jules Nerry

Serce wciąż tłukło mu się w piersi, nie miał pojęcia jak daleko to zajdzie, ale teraz miał już pewność, że nie może zawrócić. Nie teraz, gdy w ciemnościach stojącego na uboczu domu spoczywało przed nim ciało Gabriela Racesa, sędziego Wizengamotu, który aż do dzisiaj był pilnie strzeżony zaklęciem Fideliusa nałożonym przez Zakon Feniksa. Ale czegoż mógł się spodziewać, gdy zrozumiał, że wskazówki spoczywającego w kieszeni i niedziałającego od dawna zegarka zaczęły się przesuwać, odliczając czas za jaki miał się stawić na spotkanie? Czarny Pan wiedział, że mu nie odmówi, wiązała go przysięga, musiał wykonać zadanie, choćby było nie wiem jak niewdzięczne. Nie było wyboru, rozkaz, to rozkaz. Poza tym kto mógłby go z tym powiązać? Był szanowanym aurorem o nieposzlakowanej reputacji w Ministerstwie.

Wyjrzał przez okno, na zewnątrz sypał gęsty śnieg, który szczelnie otulał niewielkie podwórze, oświetlone blaskiem samotnej latarni. Nie wiedział jak wiele ma czasu zanim ktoś tu przybędzie, ale Voldemort wyraźnie dał mu do zrozumienia, że Zakon wie o tym, że śmierciożercy porwali Strażnika Tajeminy Gabriela i zapewne szybko podejmą jakieś kroki w celu zapewnienia bezpieczeństwa Gabrielowi.

Teraz pozostało do zrobienia już tylko jedno. Jules spojrzał na swoją różdżkę, jeszcze nigdy nie dane mu było wyczarować Mrocznego Znaku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aaron Novend

-Proszę was tylko, uważajcie na siebie..- powiedziała Moly.

Kiwnąłem z roztargnieniem głową i spojrzałem z ukosa na Mortimera. Nie musieliśmy się porozumiewać. Wyszliśmy razem w mrok nocy. Wilczur Tristan otarł mi się o nogi- pierwszy raz sprawiło to, że poczułem się jakoś tak? dziwnie.

Nie zatrzymując się wykonałem obrót wokół własnej osi. Trzask, oblepiająca ciemność, wrażenie duszności? Po chwili staliśmy już z Mortimerem na Roachester Rod. Ciemność była nieprzenikniona, ale ufałem kompanowi i psu. Nieprzyjemna myśl przeszła mi przez głowę i już miałem podzielić się nią z Mortimerem, gdy Tristan poruszał się niespokojnie i skierował łeb w stronę uliczki. Ktoś w niej stał, to nie ulegało wątpliwości. Tylko kto??

Sięgnąłem po różdżkę. Wyszła gładko z wiszącej u pasa swego rodzaju drewnianej pochwy. Była dużo wygodniejsza niż kieszeń. Chłód różdżki nieco mnie uspokoił, ale nadal nie było to, to samo narzędzie, którym posługiwałem się niegdyś. Racja, wykonana z tych samych materiałów- lipowe drewno, włókno z serca smoka, dodatkowo pokryta sproszkowaną smoczą łuską dla zwiększenia trwałości, ale brakowało mi tej starej.

Szybko otrząsnąłem się i stuknąłem się różdżką w udo. Po chwili czubek różdżki uderzył psi łeb, a ja skupiłem się na ukryciu siebie i Tristana przed otoczeniem- w końcu Zaklęcie Kameleona [1] było moją specjalnością.

------------------------------------

[1] Zaklęcie Kameleona- kamufluje (upodabnia do otoczenia) przedmiot lub żywą istotę. Zaklęcie całkowicie newerbalne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przykro mi, Gabrielu. Nie mogłem inaczej.

Ze smutkiem patrzę na ciało Racesa. Kolejna ofiara mych błędów. Zaprawdy, gdy tylko będę miał okazję, osobiście zabiję Voldemorta. A potem skoczę z klifu koło Dover. Ale na razie, muszę skończyć robotę i przeżyć. Podnoszę różdżkę i zamieram. Nie będę tak ryzykował. Nigdy nie wiadomo, kto może bawić się z Priori Incantatem. Celuję w różdżkę ofiary, w myślach szepcząc Accio. Łapię ją w lewą rękę(na obu dłoniach mam rękawiczki), chowam swoją do kieszeni i celując różdżką w sufit, mruczę:

- Morsmordre.

Na niebie powinna pojawić się ta czaszka. Rzucam różdżkę Gabriela tuż koło niego i wychodzę z domu. Sprawdzam za pomocą Homo Revelium okolicę i będąc pewnym, że nikogo nie ma zbyt blisko, narzucam kaptur na głowę i biegnę poza pole działania zaklęcia antyteleportującego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmrużyłem oczy patrząc na postać w bramie. Odgarnąłem, powoli siwiejące włosy, które opadały mi na czoło.

To przez ten stres... - przemknęło mi przez głowę. Delikatnym, acz stanowczym ruchem odsunąłem wilczura Aarona od mojej nogi. Obawiałem się, że może mi przeszkodzić, gdy będę czarował. Dodatkowo nie miałem pewności, czy sapanie psa przypadkiem nas nie zdradzi. Różdżka jak zwykle przylegała mi ściśle do dłoni. Jeszcze raz spojrzałem na tajemniczą postać.

Śmierciożerca czy może ten Polak, z którym mieliśmy się spotkać? - zadałem sobie w myślach pytanie. Trzymając różdżkę przy udzie sprawdziłem czy nie ma nikogo w pobliżu. Homo Revelium. Nikogo poza nami i tym kimś w bramie.. Znakomicie. Zaraz zobaczymy, z kim to mamy do czynienia. Jeśli okaże się, że to zwykły mugol - najwyżej wykasuję mu pamięć i po problemie... - zdanie to było w dziwny sposób pocieszające.

Jak zwykle w takich sytuacjach nie odczuwałem nic. Tylko jakże znajomy chłód gdzieś tam w środku. Wycelowałem powoli różdżkę w pierś nieznajomego. Wyszeptałem zaklęcie: Petrificus Totalus.

Strumień zimna pomknął w kierunku osobnika stojącego w bramie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iza już spała w łóżku na piętrze, a ja kopciłem te świństwa w oknie.

Jeszcze do niedawna nie paliłem, ale teraz stres jest nie do zniesienia. Dobrze, że nie jest wciągnięta w to bardziej niż trzeba. Ostatnia akcja była ryzykowna, zbyt ryzykowna. Jak mogliśmy popełnić tak proste błędy? Jak ja mogłem? Przez moją pomyłkę prawie zginął ten młody Beckford. K*a, jak mam zdobyć zaufanie Zakonu skoro zawalam w takich chwilach?

Moje rozmyślania przerwało pojawienie się patronusa. Teraz to chyba jedyna bezpieczna droga komunikacji. Wysłuchałem tego co miał do powiedzenia i natychmiast ubrałem się do drogi Ciekawe o co może im chodzić? Zwykle nie kontaktowali się ze mną tak szybko po skończonej akcji. Czyżby uznali mnie za szpiega? Trudno ocenić.

Przybyłem do miejsca docelowego. Ale tu zimno. Ogrzał bym się jakimś zaklęciem, ale nie chciałem zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Przypomniała mi się zima sprzed roku w Polsce. Najsurowsza jaką przeżyłem, a inni nie mieli okazji dotrwać jej końca. Śmierciożercy zebrali wtedy krwawe żniwo, wszystko zwalili na syberyjskie warunki. Ścierwa, a komuniści im jeszcze pomagali. Niech ich wszystkich piekło pochłonie. Po chwili czekania ktoś się aportował. Wróg czy swój? Szkoda, że patronus nie podał mi jakichś szczegółów. Skąd tu pies? Pewnie transmutowany. Słyszałem coś o jakimś Syriuszu, który często przebywał pod postacią czarnego psa, ale w tych warunkach nie byłem w stanie stwierdzić z kim i z czym mam do czynienia. Trzeba będzie ich sprawdzić. Uniosłem różdżkę.

Noc. Lato. Gdzieś pod Warszawą. Przejrzyste niebo. Gwiazdy. Zapach lasu. Ciepły dotyk. Bicie serca. Słodki smak jej ust. Ciepło duszy. Miłość...

- Expecto Patronum - wyszeptałem i z końca różdżki wystrzeliło srebrne światło, które po chwili ukształtowało się kruka.

Zapytaj ich kim są.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ValdiCieć - Patryk Leszyński

Patryk miałeś już wysłać Patronusa, gdy nagle jedna ze stojących zaa kurtyną śniegu postaci niespodziewanie rozpłynęła się w powietrzu. Zamarł na ułamek sekundy. Ułamek sekundy za długo. Druga postać szybkim ruchem wyciągnęła ku niemu uzbrojoną w różdżkę rękę. Błysnęło chłodne światło i chwilę później leżał już w śniegu, przytomny, ale niezdolny do ruchu. Zupełnie zdezorientowany miotał do okoła wzrokiem poszukując różdżki. Znalazł, jej koniec wystawał z pobliskiej zaspy. Cholera, gdyby tylko mógł ruszyć ręką...

Przez wyjący wiatr usłyszał skrzypienie śniegu i odwrócił wzrok od różdżki. Stało nad nim dwóch ludzi, jeden był prawie całkiem przezroczysty - no tak, zaklęcie Kameleona... - następnie masywny wilczur.

Spotykasz Xysia i Fivtyena. Dopóki będziecie razem możecie czytać swoje posty. Jeśli uznasz, że któryś z was nie powinien móc przeczytać pewnych fragmentów to zaznacz to np. w ten sposób [nick gracza]przeznaczony dla niego fragment[/nicko gracza] (tak samo możecie zaznaczać fragmenty przeznaczone tylko dla mnie). Działałeś tak w przypadku Ballady i wychodziło to całkiem nieźle więc i tutaj powinno się sprawdzić.

Xysiu - Mortimer Sentis

Fivtyen - Aaron Novend

Podczas gdy Aaron niemalże rozpłynął się w powietrzu po użyciu zakęcia Kameleona, Mortimer najwyraźniej nie miał zamiaru bawić się w uprzejmości, a może po prostu dostrzegł w ciemności ruch różdżki. W każdym razie bez ostrzeżenia cisnął w nieznajomego strumieniem lodowatego światła, któy bezbłędnie udeżył w zaskoczoną postać, zwalając ją z nóg. Aaron mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, zapewne nie pochwalał takich metod, ale było już za późno by to cofnąć. Aurorzy ruszyli w stroną spetryfikowanej plątaniny czarnych szat spoczywającej w śniegu.

Gdy tylko znaleźli się dosć blisko by rozpoznać twarz natychmiast zorientowali się, że chyba byli zbyt podejżliwi. Przed nimi spoczywał nie kto inny, jak uzbrojony w charakterystyczne, wschodnioeuropejskie wąsy, Patryk Leszyński łypiący na nich podejżliwym wzrokiem.

Spotykacie Valdiego. Dopóki będziecie razem możecie czytać swoje posty. Jeśli uznacie, że któryś z was nie powinien móc przeczytać pewnych fragmentów to zaznaczcie to np. w ten sposób [nick gracza]przeznaczony dla niego fragment[/nicko gracza] (tak samo możecie zaznaczać fragmenty przeznaczone tylko dla mnie). Valdi działał tak w mojej poprzedniej sesji i wychodziło to całkiem nieźle więc i tutaj powinno się sprawdzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Xysiu, Fivtyen]

- A więc jednak Patronus nie był potrzebny do sprawdzenia kim jesteście. Śmierciożercy, tak? No dalej, poużywajcie sobie na mnie Imperiusa, nic nie powiem. Może użyjecie legilimencji? Śmiało, i tak g*o się dowiecie. A może zabierzecie mnie do tego, który uważa się za boga, do Voldemorta? Szczerze mówiąc, wisi mi to.

[/Xysiu, Fivtyen]

A więc to tak skończę? Zabity przez cholernych śmierciożerców, którzy wykorzystali mój brak koncentracji. Gdybym mógł się tylko pożegnać z Izą, z Arkiem. Skończyć w tak beznadziejny sposób, nawet nie zdobyłem zaufania Zakonu. Do diabła z tym wszystkim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[ValdiCieć, Fivtyen]

Bez zbędnych ceregieli przyłożyłem Polakowi różdżkę do gardła i oznajmiłem głosem jak lodowiec:

- Słuchaj no. Gdybym był Śmierciożercą to już byś nie żył. Ale jak widzisz - jeszcze dychasz. Zapewniam Cię jednak, że jeśli Ci ten stan przeszkadza, to z przyjemnością go zmienię. To po pierwsze. Po drugie: Albo bardzo wierzysz w swoje umiejętności, albo jesteś bardzo naiwny. Kto w dzisiejszych czasach rzuca Patronusa w celu sprawdzenia personaliów napotkanych osób?! Przecież mogłeś natrafić na prawdziwych Śmierciożerców! I co wtedy? Po trzecie: Coś Ty najlepszego narobił?! Imię Czarnego Pana jest tabu! Przez Ciebie zaraz będziemy mieć na głowie tabun jego popleczników!

Odjąłem różdżkę od gardła cudzoziemca i zwróciłem się do Aarona:

- Za chwilę będziemy musieli się znowu teleportować. Masz może pomysł gdzie?

Rzuciłem jeszcze raz okiem na Polaka:

- Jesteś Patryk Leszyński, tak? Mieliśmy się spotkać. Mów mi Mortimer.

[/ValdiCieć, Fivtyen]

Ech? Z kim ja muszę pracować? - westchnąłem ciężko w duszy, po czym obróciłem się na pięcie i spojrzałem na niebo. Zapowiada się bardzo ciekawa noc... - mruknąłem sam do siebie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Xysiu, VladCieć]

Patrzyłem bez większego przejęcia na Mortimera znęcającego się psychicznie nad Polakiem. Bez wątpienia przybysz musiał się jeszcze wiele nauczyć. Ale nie można z góry osądzać.

- Wstawaj- rzuciłem wyciągając rękę do Leszczyńskiego.- Jestem Aaron. A to Tristan- dodałem wskazując na psa.

Zlustrowałem mężczyznę od stóp do głów i sięgnąłem po różdżkę. Odezwałem się nie adresując swojej wypowiedzi do nikogo.

- Straciliśmy za dużo czasu. Szalonooki chciał żebyśmy przejęli Gabriele Racesa.

Wyjąłem z kieszeni nadpaloną kartkę i rzuciłem na nią wzrokiem.

- Lark Hall Lane 23, Ashford- powiedziałem.- Incedio*.

Kartka stanęła w płomieniach i opadła na ziemię w postaci popiołu. Ruszyłem w przed siebie i chwyciłem Polaka za ramię.

- Teleportujemy się łącznie. Nie wiem czy znasz teren, a nie możemy pozwolić sobie żebyś się zgubił- wymruczałem rozglądając się dookoła. Tabu to tabu, prędzej czy później ktoś się tu pojawi.

Obróciłem się nadal trzymając Leszczyńskiego za ramię i poddałem duszącej, przytłaczającej ciemności.

------------------------------------------------------

*Incedio- podpala.

[/Xysiu, VladCieć]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

brylant - Jules Nerry

Fivtyen - Aaron Novend

ValdiCieć - Patryk Leszyński

Xysiu - Mortimer Sentis

Wybaczcie pewien brak konsekwencji, ale teraz będę prowadził narrację pierwszoosobową. Siła przyzwyczajenia sprawia, że gdy piszę w trzeciej osobie mój mózg automatycznie przetwarza ją na pierwszą i wychodzą kwiatki. Czasem jednak trzecia osoba może się pojawić, gdy będę opisywał wydarzenia, które zwyczajnie tak będzie mi opisać wygodniej. Sądzę, że nie powinno to wam robić problemów.

PS. Oczywiście fragment nie objęty tagami z nazwiskami graczy, dla których jest przeznaczony mogą przeczytać wszyscy. :)

[brylant]

Biegłeś ile sił z w nogach. Byle jak najszybciej oddalić się od tego domu, nad którym teraz lśniła jadowicie zielona czaszka, z ust której wyłaniał się wąż. Wpadłeś na gęsto zabudowaną z obu stron uliczkę, która powinna cię dobrze ukryć. Byłeś już dosłownie na granicy chroniącego dom zaklęcia, gdy nagle...

[/brylant]

Trzasnęło. W przecinanej białymi smugami padającego śniegu nocy pojawiły się trzy postaci, które niemal wteleportowały się w stojącego tam już mężczyznę. Nie wiadomo kiedy błysnęły wyciągnięte różdżki.

[brylant]

Szlag! Czyżby to była zasadzka? Spojrzałeś na trzech stojących przed tobą ludzi mierzących w ciebie różdżkami. Krótki rzut oka wystarczył by rozpoznać w nich znajomych aurorów i członków Zakonu Feniksa. Przy nodze jednego z nich stał masywny wilczur. A więc to koniec? Nie, nie spodziewali się ciebie tu spotkać. Inaczej już w chwili, w której się pojawili oberwałbyś oszałamiaczem. Jeśli tak, to jest szansa by się z tego wykręcić.

[/brylant][Fivtyen, ValdiCieć, Xysiu]

Gdy tylko pojawiliście się na skraju zaklęcia antyaportacyjnego okalającego dom Gabriela okazało się, że nie jesteście sami. Wszyscy machinalnie dobyliście różdżek, ku waszemu zaskoczeniu nieznajomy zrobił to samo. Staliście wszyscy bez ruchu jakby czekając na jakiś impuls, któy sprowokowałby was do ataku.

[/Fivtyen, ValdiCieć, Xysiu][Fivtyen, Xysiu]

Cholera, najpierw to przypadkowe złamanie Tabu (no właśnie, czy na pewno przypadkowe?), a teraz ten gość... Oczy Mortimera rozszerzyły się w zdziwieniu. Zaraz, to przecież nie jest żaden nieznajomy... To Jules Nerry, auror. Czyżby Szalonnoki powiadomił i jego? Co prawda nie należał do Zakonu, ale jego kwalifikacje i dokonania były niezaprzeczalne...

[/Fivtyen, Xysiu]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ups. Pięknie, bardzo pięknie. W ostatniej chwili. Trzeba coś wymyślić, szybko.

[Xysiu, Valdi, Fiv]

- Witam, koledzy aurorzy- spoglądam na chwilę do tyłu- Albo i nie koledzy? Ostatnio Wielosokowy jest tak łatwy do zdobycia. Dobra, nie mam wyjścia, jest was więcej, a mam inne problemy. Nie będziemy chyba tutaj stać jak te tarcze strzeleckie? Przed chwilą omal nie zginąłem, radzę więc się ukryć i na spokojnie pogadać, dobra? Może tam?- wskazuję ręką na małą alejkę i nadal obserwując tyły, wchodzę w nią.

[/Xysiu, Valdi, Fiv]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholera - syknąłem w myślach. Co on tu robi, u diabła? Czyżby wysłał go Moody? Wątpliwe. Podwójny agent na usługach Voldemorta? Dziwne, aczkolwiek nie niemożliwe. Imeprius? Mało prawdopodobne. Eliksir wielosokowy? Przecież skądś musieliby mieć jego włosy... Za dużo tych pytań... Za dużo. Zmrużyłem oczy i przysłuchałem się słowom Nerry'ego. Co on chrzani? - przemknęło mi przez głowę. Zganiłam się w myślach. Gdy spostrzegłem, że Jules się oddala, powziąłem błyskawiczną decyzję. Przecież nie łapałem Śmierciożerców pijąc z nimi herbatkę! Wiedziałem, że auror jest za dobry i obroni się przed normalnym zaklęciem. Ale niewerbalne? Pytanie tylko: czego użyć? Wtem, przypomniało mi się przesłuchanie Snape'a. Spróbujemy. Wredny uśmieszek zaigrał przez moment na mojej twarzy. Skupiłem się.

Sectusempra

Nie bacząc, czy zaklęcie spełniło swą rolę, czy nie, krzyknąłem:

- Petrificus Totalus.

Tym razem byłem absolutnie pewny, że lodowaty strumień pomknął w kierunku Nerry'ego. Obawiając się jednak jego obrony i kontrataku, rzuciłem na siebie pośpiesznie Zaklęcie Tarczy, oczekując tym samym na efekt mych działań...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Only MG]

Co on kombinuje? Moody poinformowałby nas gdyby wysyłał też Nerry?ego. Chyba, że nastąpiło zagrożenie życia celu naszej podróży. Trzeba się zabezpieczyć, nie można działać pochopnie.

Homenum Revelio.

Zaklęcie nie wykazało obecności nikogo z wyjątkiem naszej czwórki. Ale to nie znaczy, że naprawdę nikogo tu nie ma. Przywołuję do siebie psa i rzucam na niego Zaklęcie Kameleona. Wskazuję mu idącego w kierunku alejki Julesa. Tristan nie odstąpi go teraz na krok.

[/Only MG]

[ Xysiu, Vladi]

Spoglądam na partnerów lekko przekrzywiając głowę.

- To Auror- mruczę do Leszczyńskiego.- Ale nie wiemy czy można mu ufać.

Z wyciągniętą różdżką ruszam ku ukrytemu w ciemności Julesowi. Kiwam na partnerów głową by zostali w miejscu.

- Coś tu śmierdzi- warczę cicho, a po mówię już normalnym tonem:

[/Xysiu, Vladi]

[brylant, Xysiu, Vladi]

- Lumos!- trzymana na wysokości klatki piersiowej różdżka zabłysła.- Jules, możesz mi powiedzieć co się tu do cholery jasnej dzieje? Jak to, o mało nie zginąłeś? I gdzie jest Gabriel?

[/brylant, Xysiu, Vladi]

[Only MG]

Jeśli nic nie kombinuje odpowie natychmiast. Jeśli nie, trzeba go będzie oszołomić. W najgorszym przypadku zabić. Jest jeszcze ukryty Tristan. Wystarczy jedna komenda, by zaatakował. Trzeba czekać. Byle tylko Polak czegoś nie zepsuł. Mortimer wie co robi, nie podejmuje pochopnych decyzji. Ale na Polaka trzeba uważać.

[/Only MG]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, ktoś się odezwał, jest szansa. Lustruję stojących w świetle różdżki aurorów.

[Xysiu, Valdi, Fiv]

- Aaronie, gdzie jest kto? Jaki Gabriel? Moment... Co tu ma Zakon do roboty? Kogoś ukrywacie?- kręcę głową - Spójrz tam, skąd przyszedłem. Widzisz Mroczny Znak? Dostałem informację, że ktoś tu rozrabiał i przybyłem, nie czekając na wsparcie. Gdy dotarłem, ruszyłem ostrożnie w kierunku Czaszki, lecz nic pod pod nią nie było, najbliższe domy były jakieś 15 metrów od niej! Wycofywałem się już poza pole antyteleportacyjne, gdy nad głową przemknął mi zielony promień. Odpłaciłem tym samym, strzelając w ciemności i zacząłem uciekać, nie wiedząc, kto ani skąd atakuje. I nagle wpadłem na was. To wszystko. Naprawdę wam radzę, ostrożnie... Dobra, ja już się wytłumaczyłem, teraz wy. Wiem, że jesteście w Zakonie, więc szczerze: co się tu dzieje?

[/Xysiu, Valdi, Fiv]

Niech to łykną, niech to łykną... Smacznego!!

Ooc do MG:

Mam nadzieję, że dobrze opisałem teren pod czaszką widziany przez "niedoinformowanego", rozumiesz, jeśli sprawdzą, to powinno się zgadzać z mym opisem.

:P Chociaż "dom na uboczu"...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam już serdecznie dość tego kraju i tej cholernej sytuacji. Za bardzo daję się rozpraszać myślami o żonie. Jeszcze trochę i nie pociągnę długo. No i te dziecinne wpadki. Muszę się w końcu skupić, swoim postępowaniem zagrażam Izie i Arkowi. Dobra, już nie będę się kłócił z tymi dwoma, nie ma sensu. A teraz deportacja...

...i aportacja. Cholera, jak ja tego nie lubię, a w tej Anglii znoszę to jeszcze gorzej. Dobrze, że nie puściłem pawia...

A ten kim jest? Kolejny, który próbuje zdobyć zaufanie Zakonu? Fajnie, przynajmniej nie jestem sam. Co? Śmierciożercy? Naprawdę pięknie. Do tego ten koleś użył zaklęcia uśmiercania. Wiem, że żyjemy w chorych czasach, ale chyba jeszcze nie zniżyliśmy się do poziomu tych morderców. Chyba...

[wszyscy]

- Czy ktoś mi może wyjaśnić co się tu do choler dzieje? Nie wiem o co chodzi, jaki Gabriel? I co to ma znaczyć ta historia unikaniu śmierci? Jeśli to prawda, to wynośmy się stąd natychmiast i zastanówmy się na spokojnie co robić.

Opuściłem różdżkę i zacząłem nerwowo latać wzrokiem od czarodzieja do czarodzieja

[/wszyscy]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[brylant]

Serce waliło ci w piersi, ale szybko wymusiłeś na sobie posłuszeństwo. Gdy tylko zauważyłeś, że aurorzy nie chcą cię z miejsca zabić wiedziałeś, że masz możliwość ich do siebie przekonać. Twoje szanse znacznie wzrosły, gdy tylko zgodzili się za tobą pójść. Jeśli dopisze ci szczęści już za chwilę razem będziecie się zastanawiać czy śmierciożerca, który wystrzelił Mroczny Znak, jest jeszcze w pobliżu...

[/brylant]

[Fivtyen, ValdiCieć, Xysiu]

Tak jak zaproponował Nerry ruszyliście na ubocze żeby nie rzucać się w oczy. Niespodziewane pojawienie się aurora było dość niepokojące, tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę jego opowieść, którą z pewnością potwierdzał wiszący gdzieś w dali Mroczny Znak. Skryta za kurtyną śniegu czaszka majaczyła na czarnym niebie niczym złowieszczy iluminator jakiegoś statku widmo dryfującego poprzez bezkresny mrok nocy. Czyżbyście się spóźnili?

[/Fivtyen, ValdiCieć, Xysiu]

[ValdiCieć]

Cokolwiek się działo wiedziałeś, że to nie są przelewki. Nawet jeśli jeszcze parę minut temu mogłeś przypuszczać, że ludzie z Zakonu chcą się z tobą spotkać by omówić twoje członkostwo, to teraz ta iluzja całkiem się rozwiała. Na widok Mrocznego Znaku poczułeś w trzewiach chłód, który znacznie przewyższył to czego doświadczałeś od kąsającego mrozu. Ktoś zginął. Ktoś zabił. Nie nabrałeś jeszcze ani odrobiny zaufania do swoich nowych towarzyszy, którzy na powitanie potraktowali cię zaklęciem petryfikacji, ale w tej sytuacji miałeś wrażenie, że ten brak zaufania jest raczej małym problemem.

[/ValdiCieć]

[Wszyscy]

Byliście już w pobliżu zaułka, do którego prowadził Nerry, gdy nagle Aaron zatrzymał się i podniósł głowę.

Gdzie jest... Mortimer nawet nie ruszył się z miejsca. Jego różdżka bezgłośnie przecięła powietrze. Nerry cudem zdołał się w porę uchylić, z jego policzka bryzgnęła struga krwi, a na ścianie pobliskiego budynku jakiś niewidzialny miecz wyżłobił potężną rysę. Patryk i Aaron zdezorientowani uskoczyli na boki dobywając różdżek. Mortimer nie czekał i raz jeszcze wymierzył w aurora. Noc przeciął chłodny promień zaklęcia petryfikującego, który odbił się od rzuconej odruchowo przez Nerry'ego tarczy i rąbnął w jakiś śmietnik, który potoczył się na ulicę rozsypując całą swą zawartość. Podniosło się wściekłe ujadanie psa.

[/Wszyscy]

I jeszcze trzy sprawy o których ciągle zapominam mimo, iż po głowie chodzą mi od dawna:

[ValdiCieć]

Wcześniej stwierdziłeś, że pies towarzyszący Aaronowi może być Syriuszem. Twoja postać nie może tego wiedzieć. To, że Black jest animagiem wie tylko on, James, Remus i Peter. Nikt więcej.

[/ValdiCieć]

[Fivtyen, ValdiCieć, Xysiu]

Kwestia Tabu. Ono najprawdopodobniej nie istniało w tych czasach, a Voldemort wymyślił je dopiero w siódmym tomie. Gdyby istniało wcześniej bohaterowie nie zastanawialiby się w jaki sposób śmierciożercom udaje się ich wyśledzić. Co więcej, podczas wizyty w dawnej kwaterze Lupin też był zaskoczony tym, że do czegoś takiego doszło. Niemniej jednak, skoro już o tym wspomnieliście to zbrodnią byłoby Tabu nie wykorzystać i możemy bez szkody dla scenariusza przyjąć, że zaklęcie działa.

[/Fivtyen, ValdiCieć, Xysiu]

[Xysiu]

Co do procesu Snapea. Zapomniałem napisać to wcześniej, wybacz. Ten proces prawdopodobnie się jeszcze nie odbył. Pamiętajmy, że w czasie gdy Dumbledore szukał nauczyciela wróżbiarstwa Snape jeszcze był po stronie Voldemorta. Podsłuchana przez niego rozmowa z Trelawney musiała odbyć się dopiero pod koniec lipca, gdyż Potterowie zginęli jakieś 2 tygodnie po tym gdy Snape podsłuchał część przepowiedni. Wynika z tego, że przeszedł na stronę Zakonu właśnie w przeciągu tych dwóch tygodni i to prawdopodobnie wtedy odbyło się jego przesłuchanie. Nie bardzo wiem co z tym teraz zrobić, bo dość szybko wyciągnąłeś z rękawa asa w postaci Sectumsempry, ale chyba możemy przyjąć, że było to inne zaklęcie, ew. poznałeś je w innych okolicznościach niż podczas przesłuchania. Może jakieś starcie ze Snapem podczas, którego użyłeś legilimecji?

[Xysiu]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Wszyscy]

Zaskoczony stoję w miejscu, patrząc na Mortimera, Aarona i nieznajomego, trzymając różdżkę wysoko, celując w Mortimera.

- Mortimer, czemu mnie atakujesz? Jestem jeden, a was trzech. Tak się obawiacie samotnego aurora? Nie jestem waszym wrogiem, jeśli nie jesteście z Sami- Wiecie- Kim. Możecie mi powiedzieć wreszcie, co was tu sprowadza?

[/wszyscy]

Dobrze się składa... Popędliwość czasem przynosi kiepskie skutki dla niecierpliwej osoby. I na dodatek mnie uwiarygadnia: skoro on bez ostrzeżenia chciał mnie pochlastać, to nic dziwnego, że ja chciałem załatwić "napastnika" z opowieści. Celuję jednak między nich, nie wiedząc, czego się spodziewać. Sprawdzam na wszelki wypadek, czy jestem poza polem i przygotowuję się do ewentualnego przebijania się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[wszyscy]

- Czy ty masz nas za kompletnych idiotów?! - zagrzmiałem celując w serce Nerry'ego. Idąc bardzo powoli w jego kierunku, mówiłem już spokojnie, głosem zimniejszym i ostrzejszym, niż największy, najzimniejszy i najostrzejszy sopel lodu.

- Naprawdę trzeba mieć tupet jak taran, aby pomyśleć, że ani jeden z nas się nie zorientuje, że coś tu nie gra - kontynuowałem. Spojrzałem na Aarona i Polaka.

- Jeszcze nie rozumiecie? Opuśćcie proszę różdżki, przecież nie chcę was zabić! Choć nie wiem ja on. - westchnąłem w duszy - Zaraz wam opowiem, o czym mówię, a co dotyczy widocznego tu aurora...

Spojrzałem na Julesa, zmierzyłem go od stóp do głów i podjąłem:

- Widzisz... Popełniłeś spory błąd. Tak to jest kiedy czasami pozwala się mówić językowi, a zapomina o kontrolowaniu go... Ale ja wyłapałem ten błąd. Wyjaśnij mi więc, skąd wiedziałeś o tym, że masz do czynienia z członkami Zakonu? Ba! Skąd w ogóle wiedziałeś o Zakonie. Przecież nie usłyszałeś o tym na ulicy! Nikt poza członkami Zakonu i Śmierciożercami o nas nie wie... Ani aurorzy. Ani Ministerstwo. Ani nawet najbliższa nasza rodzina! A z tego co mi wiadomo i co sam przyznałeś, Ty do Zakonu nie należysz... Wniosek narzuca się więc - tu uczyniłem krótką pauzę - sam...

Szybki rzutem oka spojrzałem na Aarona i Patryka i rzekłem:

- Już rozumiecie, co mam na myśli? Co Wy na to?

Po czym jednym krokiem przemierzyłem odległość dzielącą mnie od Julesa i celując mu różdżką w krtań, wyszeptałem:

- A teraz wyjaśnij mi to, proszę...

[/wszyscy]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Only MG]

Coś tu nie gra. Mortimer za szybko zaatakował, ale Jules zachowuje się zbyt spokojnie. Każdy w jego sytuacji odpowiedziałby atakiem na atak. Szczególnie w takich okolicznościach. Wydaje mi się, że stara się odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Ale robi to zbyt wyraźnie.

Zaraz ,zaraz, gdzie jest pies? Słyszałem jego skowyt. Jeśli został ranny.. Ale nie mogę ryzykować. Musi pozostać ukryty, Jules może coś kombinować.

[Only MG]

[Wszyscy]

Przyglądałem się Mortimerowi i Julesowi krążąc wzrokiem od jednego do drugiego.

- Odpowiesz? ?rzuciłem pytanie, które wyraźnie wskazywało po czyjej stanę stronie. ? Mortimer słusznie zauważył, że wtopiłeś. A to zobowiązuje cię chyba do wyjaśnień.

Podniosłem różdżkę i wycelowałem w klatkę piersiową Julesa.

- Expeliarmus!

[Wszyscy]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy

- To, skąd wiem o Zakonie, to na razie moja sprawa, ale możecie tam u was popytać, to się dowiecie. Mimo to podejrzewam, że gdybym był Śmierciożercą lub kimś w tym stylu, to raczej zostalibyście zabici już dawno temu we śnie przez siepaczy Sami- Wiecie- Kogo. A skąd wiem o was? Ile razem pracujemy? Parę ładnych lat... Zdążyłem wam się przyjrzeć i pewne interesujące wnioski nasunęły mi się same.

/Wszyscy

Na próbę rozbrojenia reaguję wzmocnieniem tarczy. Kurka, nie powinienem im mówić o Zakonie. Rozglądam się nad jakimiś sposobami wybrnięcia siłowego z sytuacji, gdy wszystko zawiedzie. Jakaś lapma, źródło światło, czy coś... Jakby co je rozwalę i zrobię unik, po czym zniknę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[wszyscy]

- Wiecie, nie chcę nic mu podpowiadać, ale sam przecież nie jestem członkiem Zakonu. Do tej pory staram się zdobyć wasze zaufanie, więc jestem skłonny mu uwierzyć na słowo, poza tym jest nas trzech i sam nie da rady nas pokonać. Mortimer, opuść tą cholerną różdżkę i wynośmy się stąd, zanim przybędzie ktoś, do kogo nie mamy wątpliwości, że jest Śmierciożercą. Każda sekunda teraz się liczy.

[/wszyscy]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogłem się domyślić, że nie pójdzie zbyt łatwo. Wtem sobie coś przypomniałem. Przecież w moim małym mieszkanku zostawiłem kilka małych ampułek z Veritaserum! Może się przydać. Bardzo cicho wyszeptałem: Accio Veritaserum. Lekki szum wywoływany przez padający śnieg sprawił, że w ogóle nie było słychać mych słów. W kieszeni poczułem leciutki ciężarek. Dotknąłem go delikatnie palcami i odetchnąłem z ulgą. Jest.

[Fivtyen, ValdiCieć]

Skierowałem wzrok na Leszyńskiego i rzekłem, tak aby tylko on i Aaron mnie usłyszeli:

- Bzdura. Wyobraź sobie, że ufam zarówno Alastorowi jak i Albusowi. Gdyby nie fakt, że to oni zaświadczyli za Ciebie, prawdopodobnie byś leżał teraz nieprzytomny na śniegu, a ja zastanawiałbym się co z Tobą zrobić. Tak się jednak nie stało. A on nie ma z Zakonem nic wspólnego. Nie mógł o nas wiedzieć, jeśli nie byłby Śmierciożercą. A jednym z nas nie jest. Sam to powiedział.

Polak zaczynał mnie męczyć. Poprosiłem więc Aarona o pomoc:

- Mógłbyś mu to wszystko, szybko objaśnić? I osłaniaj mnie proszę.

[brylant]

Spojrzałem na Nerry'ego, uniosłem brew, uśmiechnąłem się i rzekłem:

- Takie bajki to opowiadaj swoim dzieciom, co? - przestałem się uśmiechać i rzekłem jadowitym tonem - Chyba nie sądzisz, że Ci uwierzyłem?! Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego? A może po prostu nie spodziewałeś się nas tutaj? W każdym bądź razie nieważne. Powiedz nam po dobroci co Ty tu robisz oraz co i skąd wiesz o Zakonie. Póki co proszę i jestem cierpliwy. Ale pamiętaj: Ja też czasem tracę swą cierpliwość. Jak i mam swoje metody...

[/brylant, Valdi, Fivtyen]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żebym ja był taki nieufny kilka lat temu... Czekaj, kto się do mnie zgłaszał? Alastor chyba. Tak, on. Żeby nic nie kombinowali z legilimencją czy też eliksirami, bo może być nieciekawie.

[All]

- O matko, bo padnę ze strachu... Uczyli nas tych samych technik przesłuchań, daruj sobie. Przepraszam za taki ton, ale mimo wszystko to- pokazuję policzek- ma swoje znaczenie. O Zakonie wiem od Alastora, który zaproponował mi członkostwo. Chyba się obawiał, że za dużo się domyślam na wasz temat i chce mieć mnie w Zakonie. Zdziwiony? Nie jestem jeszcze pewien, czy się dołączyć... Zjawiłem się tu, bo dostałem informacje o Czaszce na tym terenie, wpadłem w zasadzkę i zacząłem uciekać. Może mam jeszcze pokazać przedramię, co? Teraz może wy pogadajcie, mi zaschło w gardle.

[/all]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[wszyscy]

- Alastor Ci mówił? Zobaczymy...

Machnąłem różdżka i wypowiedziałem zaklęcie: Expecto Patronum. Na ziemi pojawił się olbrzymi żółw. Podyktowałem mu wiadomość i wysłałem go do Moody'ego.

[/brylant, Valdi, Fivtyen]

[tylko MG]

Wiadomość była stosunkowo krótka:

Alastorze!

Co wiesz o Nerrym? Jakiś związek z Zakonem? Śmierciożercami? Czy jest podejrzany? Czy można mu ufać? Proszę. Odpowiedz prędko, ponieważ nie mam za wiele czasu. Wyślij Patronusa. To obecnie jedyny bezpieczny środek pocztowy.

Mortimer.

Przemyślałem swoją wiadomość i posłałem żółwia do Szalonookiego. Dobrze, że Patronusa nie można przechwycić... - westchnąłem cicho. Czekając na odpowiedź, postanowiłem na własną rękę sprawdzić Julesa.

- Avis! - stadko ptaków chwilowo zdekoncentrowało Nerry'ego. Ta chwila wystarczyła:

- Stupefy! - pomknęło zaklęcie oszałamiające. Wycelowałem swoją różdżką w jego różdżkę:

- Priori Incantatem - Gdy tylko z pojawił się obraz, postanowiłem jak najszybciej to zakończyć. Chwila skupienia i...

- Legilimens!

[/ tylko MG]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...