Skocz do zawartości

Fanboj i Życie

  • wpisy
    331
  • komentarzy
    500
  • wyświetleń
    138759

Inwazja planetarna:


muszonik

434 wyświetleń

Lektura „Wojny z Posleenami” zachęciła mnie do spekulacji nad tym, jak mogłaby wyglądać i przebiegać inwazja planetarna. Motyw ten jest dość dobrze znany z książek i filmów.

Tak się zastanawiam, jak mogłoby to wyglądać, przy zastosowaniu techniki ze space opery.

Podstawy doktryny wojennej:

Zacznijmy od kilku podstaw czyli ustaleń doktryny. Zasadniczo uważa się, że operacje desantowe (a koniec końców inwazja planetarna taką jest) są zadaniami bardzo trudnymi, a do ich powodzenia potrzebne są minimum pięciokrotnie większe siły, niż posiada obrońca. Także strategia zarówno napastników jak i obrońców bardzo się różni. Generalnie:

  • zasady wojny napastniczej najlepiej wyłożył Sun Tsu słowami „Prawdziwym mistrzostwem jest wygrywać bez walki”.

  • wojny defensywnej natomiast Clausewitz twierdząc, że „Nie ma czegoś takiego, jak bezkrwawe zwycięstwo”.

Generalnie napastnicy są na dużo słabszej pozycji. Największy ich problem polega na tym, że muszą polegać na zewnętrznych dostawach. Nawet jeśli przetransportują ze sobą fabryki orbitalne będą musieli dowozić do nich surowce (bez tych nawet nanoboty nie będą w stanie produkować zasobów). Tak więc każdy nabój, każdy żołnierz i każda konserwa muszą zostać przywiezione z zewnątrz.

Dla napastników więc liczy się zwycięstwo możliwie bezkrwawe (zwłaszcza dla siebie) i szybkie. Musi im też zależeć na możliwie jak najszybszym przechwyceniu możliwie jak największej ilości zasobów przeciwnika. Do momentu, aż tego nie zrobią znajdują się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji: na obcej, wrogiej planecie, bez schronień. Nie są w stanie nawet zapewnić opieki medycznej swoim rannym.

Z drugiej strony obrońcy posiadają stałe zaplecze. Z ich strony najważniejsze jest stawić możliwie najbardziej zacięty opór. Po pierwsze: każdy dzień walki przybliża ich do zwycięstwa. Po drugie: w trakcie walki ludzie giną po obu stronach, zużywane i niszczone są też zasoby. Raz, że przeciwnik traci paliwo i naboje, dwa, że niszczy też środki, które sam mógłby wykorzystać.

Należy więc cofając się burzyć mosty i ewakuować fabryki. Bronić się najpierw w miastach, a potem w ich ruinach, prowokować nieprzyjaciela do użycia możliwie jak najcięższej broni i stosować taktykę spalonej ziemi.

Niezbędne zasoby:

Do przeprowadzenia inwazji na planetę wielkości i gęstości zamieszkania Ziemi niezbędne byłyby kolosalna ilość zasobów. Generalnie opierając się na Global Firepower i zakładając, że obydwie strony dysponują równorzędnym uzbrojeniem założyć można, że napastnik potrzebowałby:

  • 120 milionów żołnierzy

  • 800 tysięcy luf artylerii, wliczając działa, moździerze oraz wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe, tak samobieżne jak i ciągnione.

  • 1,8 miliona transporterów opancerzonych i bojowych wozów piechoty

  • 780 tysięcy czołgów

  • 340 tysięcy atmosferycznych pojazdów latających

  • (przy założeniu, że flota morska = flota kosmiczna) 50 tysięcy okrętów kosmicznych

  • oraz około 30 tysięcy okrętów desantowych i transportowych.

Lub oczywiście ich ekwiwalentu.

Większość tych sił potrzebnych jest w jednym tylko celu: do patrolowania pustkowi. Ponad połowa mieszkańców planty Ziemia zasiedla bowiem zaledwie jeden procent powierzchni lądów. Znaczna część lądów (około 70%) nie nadaje się do zamieszkania, bowiem jest tam zbyt sucho lub zbyt mokro, zbyt zimno lub zbyt gorąco, jest tam zbyt wiele roślinności lub przeciwnie: tereny te nie są w stanie podtrzymać życia roślinnego. Ewentualnie jest zbyt stromo i zbyt wysoko.

Te same tereny mogą jednak nadawać się do prowadzenia na ich obszarze wojny oraz czasowego obozowania. By odnieść zwycięstwo napastnik musi natomiast, zgodnie ze słowami Clausewitza:

  • pobić armię obrońcy

  • opanować teren

  • i złamać jego ducha walki.

Oznacza to, że po prostu należy opanować miasta wroga, a następnie przeciąć kraj siecią punktów kontrolnych, patroli i zdolnych zapewnić im wsparcie baz ogniowych. Jest to zadanie nader trudne, wymagające przede wszystkim milionów żołnierzy.

Tysiąc kosmicznych marines w superpancerzach znanych z Warhammera 40 tysięcy mu nie podoła. Nawet, jeśli wygrają, to zwyczajnie jest ich za mało, by opanować tak wielki obszar.

Prowadzi to do smutnego wniosku. W trakcie bitwy konieczna będzie:

Broń masowej zagłady:

W dużych ilościach. Powód jest prosty: bomba atomowa zajmuje mniej miejsca, niż - powiedzmy - czołg, wymaga mniej części zamiennych oraz z dużym prawdopodobieństwem lepiej zabija. Ewentualnym skażeniem nie należy się przejmować, w końcu to (jeszcze) nie jest nasza planeta, zresztą, skazimy tylko jej jakiś 1 procent.

Napastnicy wykorzystać mogą też broń kinetyczną: po prostu wolframowe rdzenie rozpędzone do dużych prędkości kosmicznych, których uderzenie w powierzchnię planety niosłoby podobne efekty, jak atak atomowy.

Problem polega na tym, że także obrońcy mają możliwość skorzystania z tego typu broni. I prawdopodobnie najmądrzejszą rzeczą, jaką mogą zrobić to natychmiast zaatakować bombami termojądrowymi (lub czymś nowocześniejszym) miejsca lądowań nieprzyjaciela. Jeśli oczywiście nie uda im się zniszczyć lądowników ładunkami zdetonowanymi na orbicie i w górnych partiach atmosfery.

Wywołanie zimy atomowej mogłoby nawet być na ich korzyść, w szczególności, jeśli dysponowaliby możliwością produkcji żywności bez oglądania się na temperaturę zewnętrzną (np. dzięki farmom pionowym). Koniec końców oni będą mieć co jeść, a najeźdźca nie. Jeśli idzie o biosferę, to planetę zapewne będzie trzeba na nowo terraformować, niezależnie od tego, kto wygra.

Natomiast co do ofiar w ludziach i infrastrukturze, to konflikt o jakim mowa i tak będzie większy, niż obie wojny światowe razem wzięte. Więc nie ma się co oszczędzać.

Osobiście uważam, że bardzo prawdopodobnym byłoby, gdyby obydwie strony skorzystały też z innej broni: bomb populacyjnych i (prawdopodobnie) szarej mazi. Szara maź to po prostu nanoboty ustawione tak, by zabijały nosicieli. Broń populacyjna to hipotetyczna broń biologiczna groźna wyłącznie dla przedstawicieli jednej narodowości, czy raczej: nosicieli określonych typów genów. Jej użycie byłoby szczególnie łatwe przeciwko obcym, zwłaszcza, jeśli użytoby wirusa opartego o XNA (analog ludzkiego DNA), gdyż mało prawdopodobne jest, by był w stanie przenieść się na życie typu ziemskiego.

Ta forma walki moim zdaniem byłaby szczególnie kusząca dla obrońców, tym bardziej, że mogliby po prostu wzruszyć ramionami i oświadczyć „skąd mieliśmy wiedzieć, że nasze zarazki są dla was zabójcze? Było się tu nie pchać!”

Inną bronią jaką można by użyć są duże ładunki kinetyczne, w postaci np. masywnych pocisków rozpędzonych do prędkości relatywistycznych lub asteroid skierowanych na kurs kolizyjny. Uderzenie takiego obiektu porównywalne byłoby do uderzenia dużej asteroidy. Napastnicy mogliby użyć go np. celując w wody przybrzeżne, celem wywołania masywnego tsunami, które wdarłoby się głęboko w głąb lądu niszcząc wszystko na swojej drodze, dezorganizując obronę, ale jednocześnie też pozbywając się infrastruktury.

Zanim jednak doszłoby do bombardowania musiałby mieć miejsce inny etap walki:

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...