Skocz do zawartości

Fanboj i Życie

  • wpisy
    331
  • komentarzy
    500
  • wyświetleń
    138728

Nie tylko ninja czyli szpiedzy dalekiego wschodu:


muszonik

479 wyświetleń

Tradycja sformalizowanych i dobrze zorganizowanych służb specjalnych jest na dalekim wschodzie bardzo stara, a pierwsze poświęcone jej materiały pochodzą z jednej z klasycznych ksiąg tego regionu Sztuki Wojny autorstwa Sun Tsu.

Sun Tsu (będę stosował transliterację angielską, bo do niej się przyzwyczaiłem), sądząc z treści jego książki był wyznawcą czegoś, co współcześnie nazywa się „realizmem politycznym”. Wychodził on z przykrego założenia, że świat jest zły, ludzie są źli, a wojna jest już zupełnie rzeczą najgorszą i z czysto ekonomicznego punktu widzenia celem rozsądnego przywódcy powinno być jak największe minimalizowanie skutków owego zła. Dlatego też zalecał stosowanie szpiegów, kiedy tylko było to możliwe.

Argumenty jakimi się posługiwał były proste niczym drut: utrzymanie armii liczącej sto tysięcy żołnierzy wynosi tysiąc sztuk srebra dziennie. Co więcej utrzymanie jednego żołnierza rozłożone jest na siedem innych rodzin, które żyją w biedzie (w owym czasie w Chinach istniał system wojsk wybranieckich, tak więc powoływano do służby gospodarza z jednej zagrody, a sześć innych było zobowiązanych pokryć koszta jego ekspedycji), co rujnowało gospodarkę kraju.

Zadania armii mogli ułatwić lub w całości zrealizować szpiedzy, którzy byli dużo tańsi. Sun Tsu zalecał więc korzystanie z ich usług. Generał dzielił szpiegów na następujące kategorie:

Szpiegów miejscowych: o których wyraził się bardzo lakonicznie, stwierdzając, że są oni „werbowani z miejscowego terenu”. Trudno powiedzieć o co mu w tej dziedzinie chodziło. Ja osobiście interpretowałbym, że o dwie kategorie ludzi: po pierwsze lokalnych przewodników, którzy mogliby wskazywać drogę armii w krainach, w których nie ma map.

Po drugie: o lokalnych informatorów: kupców, włóczęgów, chłopów etc. Oraz rozpytywanie ich na zasadzie „czy widziałeś armię waszego księcia” lub „jak mocna jest ona”?

Szpiedzy wewnętrzni: czyli przedstawiciele władz wroga, jego urzędnicy lub oficerowie piastujący wysokie stanowiska. Do tej grupy należały w pierwszej kolejności osoby albo niesprawiedliwie pominięte przy awansach, albo też pozostające w niełasce na skutek różnych przewinień. Dobrym materiałem byli też urzędnicy posiadający opinię chciwych, gdyż dało się ich łatwo przekupić, a także tacy posiadający wrogów, którym mogli chcieć zaszkodzić.

Sun Tsu bardzo doceniał usługi jakie mogli oddać, ale też zwracał uwagę na fakt, że mogą zostać wykorzystani przez wroga do przekazywania fałszywych informacji, a niektórzy wprost mogą zostać przez nieprzyjaciela podsunięci.

Szpiedzy martwi: czyli celowo wykorzystani agenci, których podsuwało się nieprzyjacielowi celem przekazania mu fałszywych informacji. Był to osobnik, któremu celowo podawano błędne instrukcje (albo też kurier wysyłany z wiadomością) w nadziei, że zostanie schwytany, a następnie na torturach wyjawi przeciwnikowi swą „wiedzę”, w wyniku czego ten popełni jakiś, straszliwy błąd.

Szpiedzy żywi: czyli żołnierze „głębokiego zwiadu” wysyłani za linie przeciwnika, by tam dokonać rekonesansu. Mogli skrycie przedostawać się na teren nieprzyjaciela i obserwować go z ukrycia, jak wojska rozpoznania, lub odwrotnie: korzystając z różnorakich legend oraz przebrań wtapiać się w tłum nieprzyjaciół udając kupców, żebraków, wędrownych mnichów, rzemieślników i wróżbitów...

Szpiedzy podwójni: czyli zwerbowani na naszą stronę lub po prostu wykryci agenci wroga. Sun Tsu uważał ich za najważniejszy typ. Powód był prosty: dzięki ich raportom, podyktowanym przez nowego mocodawcę lub posuniętym im podstępem mogli uprawdopodabniać jego plany, potwierdzać rewelacje „szpiegów martwych” i zwyczajnie wprowadzać wroga w błąd.

Odbiór Sun Tsu:

„Sztuka Wojny”, mimo, że posiadała oddanych zwolenników miała pecha kłócić się z zasadami głoszonymi przez żyjącego mniej-więcej w tym samym czasie, co jej autor Konfucjusza. Filozofia tego ostatniego kładzie nacisk na pięć, podstawowych cnót: humanitaryzm, praworządność, poprawność, mądrość i lojalność. Regulują one pięć fundamentalnych relacji: między panującym, a urzędnikami, ojcem i synem, starszym i młodszym bratem, mężem i żoną oraz między przyjaciółmi.

W wielkim skrócie: konfucjanizm, który urósł d rangi ideologii oficjalnej Chin jest bardzo konformistyczny, a dotyczy to szczególnie relacji poddanych z (z założenia moralnie doskonałymi i mądrymi) przełożonymi. Zagwarantować ma to osiągnięcie przez świat stanu doskonałości. Jeśli w tych warunkach ktoś szczęścia nie doświadcza, to, oczywiste nie wynika to nie z niedoskonałości systemu, tylko jest wyjątkowym fenomenem, nie wartym analizy.

Do tych zasad książka Sun Tsu, w której co kilka słów pada „nie da się prowadzić wojny zgodnie z etykietą”, „cesarz najlepiej zrobi oddając wojnę w ręce wykwalifikowanych generałów i nie wtrącając się w nią”, „nadmierne człowieczeństwo jest wadą dowódcy! Jeśli ktoś jest zbyt litościwy, to da się złamać jego charakter!” pasuje jak pięść do nosa.

W efekcie „Sztuka Wojny”, mimo, że należała do klasycznych dzieł literatury chińskiej została uznana za wywrotową i niebezpieczną. Bywały nawet okresy, gdy jej posiadanie i rozpowszechnianie było nielegalne, lub gdy w obawie przed tym, że dostanie się w ręce wrogów cesarstwa jej treść utajniano, oddając ją wyłącznie do dyspozycji najwyższych lub najbardziej zaufanych dostojników cesarstwa.

W rezultacie jej treść często lepiej była znana ludom zewnętrznym: Mongołom, Wietnamczykom, Koreańczykom czy Japończykom, niż w samych Chinach.

W szczególności ci pierwsi bardzo chętnie korzystali z różnego rodzaju szpiegów, zwykle przebranych za kupców. Generalnie mongolskie przygotowanie do najazdu składało się z kilku etapów. Najpierw pojawiali się kupcy, którzy pod pozorem handlu swymi towarami szacowali siłę garnizonów, jakość fortyfikacji, położenie brodów i przepraw mostowych, miast oraz dogodnych pastwisk dla koni. Następnie miała miejsce wyprawa „głębokiego zwiadu” czyli żołnierzy, którzy sprawdzali meldunki oraz potajemnie penetrowali zakątki kraju niedostępne dla kupców, a potem ruszał pierwszy najazd, często o charakterze próbnym. Dopiero po nim atakowano na pełną skalę.

Ogólnie, mimo wyobrażenia o prymitywnych, tatarskich najeźdźcach Mongołowie dysponowali bardzo wyrafinowaną i na owe czasy doskonałą machiną administracyjną.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...