Skocz do zawartości

Wiatry w polu

  • wpisy
    23
  • komentarzy
    26
  • wyświetleń
    11859

Kindle Paperwhite 3, czyli zaginacz czasu na miarę burżujskiego (dla studenta) życia.


Bregowicz

1688 wyświetleń

               Jednym z powodów, które wywołały zmniejszenie populacji tego bloga o 100% na ponad miesiąc, oprócz naturalnych pierdół jak życie lub nauka, był mój po świąteczno-wolnym okresie zakup czytnika e-booków. Po głębokim sprawdzeniu* padło na Białym-jak-Papier Kindla „Bueno” vol The Best Of.

               Skąd ten dodatek do nazwy? Ze względu na zawartość i stosunek jakości do ceny. Kindelek ma w sobie bowiem ten sam ekran w wysokiej rozdzielczości jak drogi Voyage albo bardzo drogi Amazon Iphone designerski Oasis, dzięki czemu każda literka w zestawie „ekwilibristyczny żółty żółwik” wygląda pięknie i nie straszy rozszarpanymi tępym nożem bokami niezależnie od ustawionej wielkości czcionki. Dodatkowo palec nie ślizga się po samym ekranie jak masło na rozgrzanej patelni, gdyż trafia na delikatny opór. Możliwe, że komuś będzie to przeszkadzać, ale w czytniku, w którym 90% operacji polega na wymacaniu prawej strony tegoż, to naprawdę drobiazg – mi to całkowicie odpowiada, delikatna szorstkość, choć nie zastąpi faktury papieru, jest ciekawym rozwiązanym. Jasne, można to uznać za marną imitację i nieudaną próbą ukrycia, że coś takiego może najwyżej czyścić okładkę rozpadającego się tomiszcza, ale hej – coś za coś. Drugim plusem jest światełko. Podświetlenie bądź jeśli chcemy być bardziej dokładni, naświetlenie, wydawało mi się przyjemnym dodatkiem, aczkolwiek czy wartym dodania 200 złotych do i tak niemałej sumy jaką życzy sobie sklep, musiałem się przekonać dopiero po wieczornym korzystaniu. Odkryłem nowy, wspaniały świat! No… prawie. Względna samodzielność i możliwość czytania wszędzie, niezależnie od warunków nasłonecznienia lokacji początkowej** naprawdę pomogło mi dużo częściej wsiąknąć w kreowany przez mądrzejszych ode mnie świat i dołożyć dodatkowe warstwy odleżyn. Trzy proste kliknięcia, ustawienie odpowiedniej jasności i brak zmartwień o wieczny brak lampki*** jest naprawdę cudownym usprawnieniem czytelnictwa.

               Korzystanie z tego sprzętu jest zwyczajnie fantastyczne (i tu nie ograniczajmy tylko do Kindle, ale całej gałęzi technologii czytników). Świadomość, że w przedmiocie cieńszym od zeszytu mam całą swoją bibliotekę i  zawsze, o ile mam wyjątkowo szeroką kieszeń, mogę zabrać ją ze sobą, przy okazji szpanując nazwą na K**** jest miła. Dodajmy jeszcze coś, co może być pozytywem wyłącznie dla mnie, fakt, ale warto zwrócić na to uwagę. Lubię czytać fantasy. Niektóre książki, jak ciekawie nie byłyby napisane, mogą być jednak jednocześnie ciężkie do czytania i w momentach krytycznych należy zrobić od nich przerwę, by nie wykończyć się lekturą. Przy wersjach fizycznych następuje zderzenie z problemem – albo poświęcam się jednej książce, albo ciągam za sobą dodatkowe tomiszcza. W moim obecnym przypadku wystarczy włączyć inny tom. Kolejne odleżyny, ale będę się martwił, jak każdy młodzik, na starość. A samo czytanie, czyli główne mięso? Jest to czysto subiektywna opinia, ale mam odczucie, że przerzucam tytuły w takiej formie o wiele szybciej. Możliwe, że ma to związek z tym, iż trzymam w ręku coś lekkiego, a nie grube cegły, a przewracanie stron jest ograniczone do ruchu kciuka, więc nie męczę się po drodze. Poza tym, kolejna czysto subiektywna adnotacja, możliwość wyłączenia informacji o stronie oraz ile takowych pozostało do końca to drobna, acz rewelacja funkcja. Nie lubię wiedzieć czegokolwiek o zakończeniu, ba!, nie lubię też dowiadywać się o niespodziankach ze środka historii. A namacalna wręcz informacja, że akurat w tym przypadku został mi raptem rozdział do odłożenia na półkę może być równie silna w zbijaniu napięcia jak krótki sms „To nie Jurek zabił.” W obydwu przypadkach nie dowiadujemy się największej tajemnicy, ale jednak czytanie nie zostaje takie samo. Przy wyłączonym wskaźniku stron takiej niechcianej jak spam na facebooku wiadomości nie dostaniemy. I to jest wspaniałe! To wszystko sprawiło, że zupełnie zapomniałem o graniu. Rise of the Tomb Raider zostanie chyba już na wieki pochowane w krypcie „Nie przejdziesz!”, Quantum Break swoją miernością strzelania także nie ma co się równać, gdy złośliwy głosik z tyłu głowy szepcze: „Zostaw to, zostaw. Weź czytnik w łapę, poczytaj. Dotleń się w parku, teraz nie będziesz miał wytłumaczenia.” Oficjalne zdobyłem już swoją własną ławeczkę, której nawet Żuli LaSą nie dotykają. Same plusy.

               Wady? Są! Męczące? Bardzo! O ile oczywiście wychodzisz poza wygodny schemat ładowania książek w mobi na czytnik – wybieranie tej, na którą mamy największą ochotę – cieszenie się z zakupu/gratulowanie sobie wybitnej decyzji. Wiem, że o to głównie chodzi i nie oczekuję, że prosty, wyspecjalizowany w jednej czynności, którą spełnia zresztą wyśmienicie, sprzęt nagle będzie kombajnem do wszystkiego. Bo i po co więcej, po co mi odtwarzacz filmów, muzyki, gps, twitter i facebook. Wady, o których chcę wspomnieć tyczą się samego czytania. Mamy bowiem tu do czynienia z bardzo ograniczoną funkcją wyświetlenia pdf-ów. Coś tam poczytać można, jak trzeba i jak poszczęści się z wielkością czcionki, ale praktycznie zerowa możliwość dostosowania wielkości wyświetlanej strony do ekranu jest zwyczajnie absurdalna! Ewentualnym wyjściem jest obrócenie wyświetlania na bok, ale jak każdy może zauważyć, jest to tylko prowizoryczne rozwiązanie problemu, który nie powinien zajść w topowym sprzęcie uważanym często za coś bliskie ideału – co samo w sobie jest strasznym wyolbrzymieniem, ale fani już tak mają. Szkoda też, że nie mamy możliwości wybrania w jaki sposób obrócenie ma nastąpić – bo wykorzystywana okładka akurat w takim ułożeniu jaki dostajemy przeszkadza i mierzwi. A jeśli już jesteśmy przy okładce – jest ona wręcz wymagana. Sprzęt jest niesamowicie delikatny, ekran daje wrażenie, że mógłby porządniej się uszkodzić spadając z poduszki na łóżko, a nie miałem takiego odczucia przy żadnym z moich telefonów. Sama obudowa łapie ślady macania jak dzika świnia błoto i co dziwniejsze, ślad ten może się okazać całkowicie niezmywalnym. Że to jakiś przekaz, „trwały ślad” itp.? A może to sprytny plan Amazonu, by ograniczyć wartość używek? Tyle konspiracyjnych teorii. Ostatnią dość męczącą wadą, jeśli ktoś lubi przesyłać swoją biblioteczkę po kabelku, a nie mailem jest to, że Kindel „Bueno” twardo i niezłomnie ignoruje stworzone katalogi w pamięci wrzucając wszystko, co tak starannie wcześniej ułożyliśmy, do jednego worka. W efekcie musimy ogarniać burdel jeszcze raz już na samym czytniku, po pojedynczej kolekcji naraz. Nie ma też opcji pokazania połączenia widoku kolekcji z pojedynczymi książkami, które nigdzie akurat nie pasują. Wielka szkoda, że nie możemy włączyć menu w języku polskim. Nie jest to problem dla osób, które w miarę porozumiewają się przykładowo angielskim lub niemieckim, ponieważ prawie każdy element menu jest intuicyjny. Ale wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której osoba starsza, która akurat nie zna wybranego języka, dodatkowo omijająca technologie, dostaje czytnik do ręki. Pierwsze spotkanie może znacznie zniechęcić do późniejszego korzystania.*****

               Jako całość jednak jest naprawdę dobrze. Suma, którą wydałem na ten zakup do tej pory boli mój portfel, ale nie żałuje, zwłaszcza za każdym razem, gdy rozwalam się na fotelu i zapominam o otoczeniu. Jasne, w cenie można zmieścić paręnaście nowych książek, a przecież już zakupionych w formie papierowej nie przeniesiemy magicznie do e-booka, ale częste promocje, w których dany tytuł można złapać nawet o 20 złotych taniej niż zwyczajnie, pomagają otrzeć łzy januszowania******. Polecam i wystawiam mocną 8. W skali 1-10, zero śmieszkowania o 3 wróblach na 7 świń.

* Czterech stron opartych o te technologie.

** Bo jakby były złe, trzeba by było się przenieść do innej, to przecież oczywiste!

*** I stoliczka na której takową można by było ustawić.

**** Nigdy nie zgadniecie! Zwłaszcza, że w tej wersji nazwa na sprzęcie jest praktycznie niewidoczna, cholera jasna.
***** I z tego powodu statystyki pokazują, że wśród osób 60+ króluje firma Kobo.

****** januszowanie – filozofia życiowa, według której mimo, że coś daje nam radochę z korzystania, jest o wiele wygodniejsze, ma silną przewagę plusów nad minusami, to i tak jęczymy, jakie to drogie było. Bo po co nam w sumie nowa lodówka, jak stara jakoś chłodziła, po co klimatyzacja w samochodzie, jak się otwierało okna i też było dobrze, itp.

maxresdefault.jpg

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...