01001000 01101111 01110010 01110010 01101111 01110010
Wiecie, nieczęsto udaje mi się zasiąść do jakiegoś filmu. Sytuacje, gdy po tygodniu mam obejrzane ze trzy, cztery nowe filmy to naprawdę ewenementy. Dlaczego? W sumie sam nie wiem. Żeby zasiąść sobie spokojnie do telewizora muszę się odpowiednio nastawić. Coś przeczytać, nabrać ochoty, odbyć rytualny spacer do sklepu, równie rytualne rozpakowanie i wreszcie włożyć płytkę do stacyjki odtwarzacza.
Tak mniej więcej skończyła się moja wielotygodniowa ochota na obejrzenie jakiegoś horroru. Trzeba wam wiedzieć, że bardzo lubię filmy z tego gatunku. Przeważnie nawet, kiedy są denne i nudne, pozostają dla mnie na tyle ciekawe, że daje radę dotrwać do napisów końcowych. Przerobiłem już tysiące dreszczowców oraz obrazów, które próbują takowe udawać i naprawdę nie pamiętam czy jakiś mnie naprawdę wystraszył. Nieważne czy był to motyw mordercy psychopaty, duchów, opętań, wampirów, nadnaturalnych mocy ? większa część obok horroru nawet nie stała. I tak kolejny raz poszukując czegoś na ząb i lądując kolejny raz na amerykańskim tytule, znalazłem wreszcie coś dla siebie. Zachęcony pozytywnymi opiniami w Internecie oraz tymi zaczerpniętymi od znajomych zabrałem się za Sinister. W sumie jak teraz o tym myślę, dziwne, że wcześniej mi to filmidło umknęło, bo ma już ono na karku bite cztery lata. W każdym razie, starałem się podejść do seansu bez uprzedzeń, a sztuka to nader trudna, gdy ze wszystkich stron dochodzą do ciebie same superlatywy. No i co, siadłem, do napisów dotrwałem i kolejny raz się srogo zawiodłem.
O ile sam motyw przewodni był dość ciekawy i przy odrobinie chęci można było z niego wycisnąć jeszcze więcej (zaznaczam, że sequela jeszcze nie widziałem, ale na pewno zobaczę), tak cała reszta to tragedia. Dłużyzny, tanie chwyty mające nas nastraszyć (gasimy światło, wyłączamy muzykę, robimy tak przez kilkadziesiąt sekund i nagle buuuuu!), po prostu cały animusz utartych scen, które kogoś, kto chociaż trochę orientuje się w dreszczowcach nie są w stanie nastraszyć (chociaż muszę przyznać, zakończenie na tle całego filmu było naprawdę dobre i nastraja na obejrzenie kolejnej części). I w sumie tutaj chyba zrozumiałem sedno problemu. Dzisiaj po prostu ciężko znaleźć porządny horror. Ja rozumiem, iż takie filmy po prostu na jednego wpływają inaczej i na drugiego inaczej. Jeden obgryzie paznokcie razem z palcami ze strachu, drugi w odstępach kilkuminutowych będzie ziewał. Nie zmienia to jednak faktu, że od bardzo długiego czasu, twórcy straszydeł nie próbują się w ogóle wysilać. Ja rozumiem, czasami na bardziej zaawansowane sceny czy scenariusze nie ma czasu albo pieniędzy, ale od czego w takim razie są sequele? Każdy nowy horror, który osiągnie jakąś popularność dostaje minimum jedną następną część, spin-off albo cokolwiek, co kontynuuje w jakimś stopniu jego historię. Tylko, dlaczego w większość przypadków, im dalej w las tym gorzej? Dlaczego jeżeli w pierwszej części zatrybił jakiś koncept i spodobał się odbiorcom musi im się podobać wałkowany jeszcze milion razy? Nawet, jeśli coś było na początku przynajmniej dobre, przemnożone przez reżysera do, za przeproszeniem zrzygania, przestanie takie być.
Przykładów na to jest mnóstwo, ja podam chociażby Paranormal Activity. O ile części pierwszej nie można nazwać całkowicie oryginalną, odkurzała sprawdzony pomysł i dodała nawet kilka fajnych rzeczy od siebie (chociaż szczerze mówiąc dla mnie zawsze była makabrycznie nudna i niestraszna), o tyle walenie w nas tym samym pomysłem znowu i znowu i znowu sprawiło, że to co mogło podobać się na początku, staje się po prostu nijakie. Ja nie wymagam od twórców oryginalności. Wiadomo przecież, że wszystko już było. Dobry dreszczowiec to niekoniecznie dreszczowiec oryginalny, co najwyżej przerabiający utarty koncept na tyle dobrze, iż nie mamy poczucia deja vu. Jeśli miałbym wskazać teraz serię, która póki co zmierza w niezłym kierunku to byłaby to Obecność. Z całego serca życzę ludziom odpowiedzialnym za następne filmy, aby udało im się coś ciekawego z materiału źródłowego wykrzesać, widać, że mają ku temu umiejętności. Fajnie też zobaczyć jak sequel lub w tym przypadku bardziej spin-off, jest lepszy od pierwowzoru. Problemem pozostaje jednak to, iż taka sytuacja zdarza się dziś naprawdę rzadko i nie ważne czy mówimy o rynku amerykańskim czy jakimkolwiek innym. Chociaż może to ja narzekam? Może po prostu jestem już za stary albo nie potrafię dobrze poszukać? Tu pytanie do was: macie jakiegoś dobrego straszaka pod ręką? Chętnie obadam każdą propozycję.
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze