Kiedy remis jest gorszy niż porażka
Pewnie niewielu z was o tym wie, ale od wielu lat jestem czynnym widzem piłki nożnej i kibicem Blaugrany. W miarę możliwości, staram się oglądać wszystkie ich ważniejsze i mniej ważne mecze. Zawsze towarzyszy temu typowy dla kibica stresik, nerwówka. Chyba każdy fan futbolu wie o czym mówię. Specyficzny ból brzucha, zimne ręce i chęć zwycięstwa do ostatnich minut.
Jednak nawet, gdy kibicuje się najlepszym drużynom świata, nie zawsze jest łatwo. Dla sympatyków Barcelony przypomnę chociażby mecz z Celtą Vigo grany pod koniec września. Niby zwykły sparing ligowy, jeden z wielu, jednak kosztował mnie masę nerwów. Najpierw w 26 minucie do siatki trafił Nolito, potem cztery minuty później zrobił to Iago Aspas. O ile do przerwy mogłem mieć jakieś nadzieje, co do końcowego rezultatu, tak w 56 minucie Aspas kolejny już raz trafił do siatki i pogrzebał nadzieje nawet na remis. Nastrojów nie poprawił Neymar ze swoim golem honorowym bo po chwili radości (trwała około 3 minuty), Guidetti doszczętnie pogrzebał szansę Barcy na jakiekolwiek punkty w tym spotkaniu.
Dlaczego to wszystko piszę? Mimo sromotnej klęski, jaką poniosła moja drużyna i ogólnie pojętego rozczarowania, ten mecz zniosłem wyjątkowo dobrze. Z porażką w zasadzie pogodziłem się już pod drugim trafieniu Aspasa, potem modliłem się już tylko żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Jasne, przegrana zabolała, ale wstałem od telewizora i starałem się po prostu jak najszybciej wszystko zapomnieć. Kompletnie inaczej było wczoraj.
Ostatnie mecze Blaugrany napompowały optymizmem. Najpierw na wrogim terenie udało się upokorzyć czterema bramkami odwiecznego rywala ? Real Madryt. Trzy dni później, Szczęsny musiał sześć razy wyciągać piłkę z siatki w meczu Barcelona ? Roma. W kolejnym spotkaniu, tym razem ligowym, Real Sociedad przegrał z Dumą Katalonii 4-0 (po drodze był jeszcze mecz z Villanovense, ale zważając na fakt, iż piłkarska potęga to nie jest, tylko wspominam). Jak tu nie być szczęśliwym? Oczywiście, każdy kto śledzi futbol na bieżąco wie, że nigdy nie warto cieszyć się przedwcześnie i że zimna głowa bywa nieocenionym atutem, ale taka gra zawsze pozytywnie nastraja.
Wczoraj o 20:25 odbył się sparing pomiędzy FC Barceloną i Valencią na Estadio Mestalla i wierzcie mi lub nie, mecz zdenerwował mnie doszczętnie. Całość zaczęła się bardzo przyzwoicie, bo od wymiany ciosów. Niestety pomimo klarownych sytuacji, piłkarzom Barcy nie udało się żadnej z nich przekuć w bramkę. Im dalej w las, tym spotkanie stawało się nudniejsze i szalę zwycięstwa przechylił dopiero Luis Suárez w 59 minucie, po minimalnym spalonym, niewyłapanym jednak przez sędziego (tak na marginesie, wczorajsze sędziowanie było tragiczne). Można powiedzieć, iż kibice mogli trochę się uspokoić.
Przyjezdni kontrolowali sytuację na boisku i nic nie wskazywało na to, co stało się na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu. Najpierw długa piłkę świetnie przyjął sobie Alcácer, wystawił ją nadbiegającemu Santiemu Minie, a ten bezproblemowo pokonał Claudio Bravo. Parę minut później setkę zmarnował Leo Messi i niedługo potem sędzia zakończył mecz.
Siedziałem przed telewizorem i nie mogłem uwierzyć. Można powiedzieć, że w głowie miałem już zwycięstwo, kolejne trzy punkty. Byłem pewny. I nic, remis. Chociaż Barcelona dalej jest najwyżej w tabeli, zagrała dobre zawody ja jestem szczersze rozczarowany. Valencia to nie jest zespół, który darzę jakimiś specjalnymi uczuciami. To nie Real, Getafe czy Athletico gdzie zawsze z całego serca chciałbym oglądać goleadę. Możecie uznać ten tekst za gorzkie żale, bo wczoraj naprawdę byłem zdenerwowany i emocje trzymają mnie do dziś. Co mi i innym pozostaje? Czekać na kolejny mecz, z nadzieją pod koniec sezonu zobaczyć kolejne puchary.
Zważając na fakt, że nigdy nie brałem udziałów w forumowych typerach i tym podobnych ciekawią mnie wasze predyspozycje piłkarskie. Jak ktoś takowe posiada, zapraszam do podzielenia się. Also jak już tu jesteś to łap:
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze