Fallout 4 i Jezus.
Do Diabła jak szybko się człowiek starzeje. Chciałbym urodzić się wczoraj i dziś zagrać jako zieloniak w nowego Pip Boja. Gra jest tak dobra że nawet tego nie zauważam. Jakbym miał jeden dzień życia, to mógłbym znów poczuć te motylki w brzuszku co je czuła pewna pani z Warszawy zanim nie wyszła za dzianego gościa ale dziś jest gruba, bo ja widziałem i brzydka dlatego ciesze się swoją satysfakcją.
Wczoraj stałem przed wyborem czy kupić synkowi nowe klocki czy tatusiowi grę.. kupiłem i łiski, zresztą dzieci i tak nawiały przed smoczym smogiem Krakowa na wieś. Jednak to co pije Slash lepiej smakuje z kola niż Grants i ostatni raz go kupiłem łiski o smaku wódki, jasny gwint!
Nieważne, wróćmy do gry, już pewnie zauważyliście że twórcy Diablo 3 mogą brudne od łażenia boso po pustkowiach pięty lizać twórcom Fallouta w kwestiach kraftingu. Wszystko się przydaje i zamiast ganiać za potworiją popromnienną zbieramy na kupki łakocie.
Generalnie gra zbyt dużo oferuje na wstępie, niejako odsłaniając same dziewiątki kier i inne ważne karty. Dlatego pancerz wspomagany wisi w szafie od dziesięciu godzin i raz tylko się przydał, a to i tylko ze względu na szponka.
Gra skonsolała nam nieco, wygodniej jest grać na kontrolerze niż na klawiaturze, a owy rozległy świat mieści się w ramach RAMu i choćbym narzekał i hejcił... to mam jeszcze dwa dni wolnego
Kurde życie jest piękne.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze