Skocz do zawartości

Lebowski and Dudes

  • wpisy
    9
  • komentarzy
    15
  • wyświetleń
    3894

Roge


louiress

740 wyświetleń

fog33.jpg

[Jest to początek opowiadania nad którym teraz pracuje. Koncepcja nie jest znana nawet mi więc wszystko wyjdzie w trakcie - miłego czytania ]

Gdzieś około drugiej w nocy gdy nawet lekko podchmieleni studenci i pracownicy portowi wrócili do domów, na głównym placu Derrywood pojawiła się dziwna postać. Był to męszczyzna, niespecialnie wysoki i niezbyt wyróżniający się właściwie pod żadnym względem. Jedyną rzeczą która go wyróżniała było spojrzenie. Z jednej strony było puste, jakby jego właściciel był zwyklą maszyną. Z drugiej jednak strony wyglądały jakby należaly do paranoika który za każdym razem gdy ma przejśc przez ulicę, staje za latarnią w obawie że za chwile zza zakrętu wyjedzie szalony kierowca i w niego uderzy.

Nieznajomy był ubrany w czarny kiepsko skrojony garnitur, brudna koszulę. W jego ubraniu mogły dziwić tylko buty. Były czyste, tak jakby ktoś codziennie po ciężkiej pracy pucował je z braku jakiegokolwiek innego zajęcia.

Po krótkim czasie po rozejrzeniu się na wszystkie strony nieznajomy niepewnym krokiem ruszył w stronę Roland Street, jednej z ulic Derrywood gdzie zapuszczały się tylko dzieciaki chcące zaszyć się w cichym koncie jednej z wielu opuszczonych ruder; albo nieliczni dilerzy chcący owej młodzieży sprzedać tanią działkę.

***

Amanda Willson doskonale wiedziała że rodzice będą na nią wściekli. Jej ojczym nie był specjalnie pobożnym człowiekiem ani nie trzymał ją i żadnej z jej sióstr twardą ręką. Wiedziała że z powodu późnej godziny matka będzie się o nią zamartwiała a Billy który z natury jest spokojnym człowiekiem w końcu zdenerwuje się jej zrzędzeniem.

- Jak mogłaś być tak glupia ? mruczała ze złością sama do siebie gdy przypomniała sobie że nie trzeba było przyjmować zaproszenia na spacer od jednego z pierwszorocznych z pobliskiego uniwersytetu. Delikatnie pocierając pięść którą uderzyła go w twarz po tym jak bez żadnego ostrzeżenia chwycił ja za pośladek, klęła po cichu do siebie i skręciła w ścieżkę która prowadziła przez tyły Derrywood National Museum.

Amanda nie specjalnie lubiła zapuszczać się w ta część miasta. Nie lubiła wąskiego zaułka po którym kręciły się różne podejrzane typki a przede wszystkim zwyczajnie się bała. Blisko trzydzieści lat wcześniej właśnie w tym zaułku który w tamtych czasach był ruchliwą ulicą zaginęło bez wieści kilka osób. Lokalni policjanci starali się zrobić co w ich mocy aby znaleźć zaginionych, lecz nigdy im się to nie udało.

Idąc niepewnym krokiem prawie wyszła na główną ulicę z której było już dość blisko do domu lecz w pewnym momencie wpadła na kogoś. Zwykle chodziła z głowa w chmurach więc potrącenie przez obcego męszczyzne w takim miejscu kompletnie wytrąciło ją z równowagi. Amanda wpadła na stojący obok śmietnik i upadła.

- Przepraszam moda damo ? wyjąknał nieznajomy po czym delikatnie podniósł nadal lekko zszokowaną Amandę i postawił ją na nogach ? długo żyłem w odosobnieniu. Czasami bywam nieuważny.

- Nic nie szkodzi ? głos lekko jej się łamał lecz gdy doszło do niej że nie trafiła na seryjnego mordercę lub gwałciciela, emocje powoli zaczęły ją opuszczać ? To ja przepraszam, miałam bardzo zły dzień...to znaczy , wieczór. Przez chwilę oboje stali obok siebie w niezręcznej ciszy. Amanda miała na sobie dość lekka letnią sukienkę która pasowała do upałów które tego lata niespodziewanie nawiedziły Derrywood, lecz pogoda która zaczęła się lekko psuć spowodowała że niezręczną cisze przerwał dźwięk szczękania zębów.

- Och...prosze mi wybaczyć ? w pewnej chwili zreflektował się nieznajomy, po czym zdjął marynarkę i podał ja dziewczynie która była zbyt wstrząnięta całą sytuacja aby zaprotestować ? nie martw się moje dziecko, nie jestem przestępcą. To znaczy, przesiedziałem swoje ale nie jestem złym człowiekiem. Proszę odprowadzę Cię. Mam na imię Louis.

Derrywood było dość małym miastem z główną ulica która swą długością ustępowała nawet przeciętnemu chodnikowi w Nowym Jorku więc ku jej uldze nie musieli iść zbyt długo. Już dotarli do zakrętu zza którego miała bardzo blisko do domu i już chciała pożegnać się ze swoim wybawicielem gdy nagle Louis stanął jak wryty jakby się czemuś uważnie przesłuchiwał.

- Panie...to znaczy Louis, coś się stało ?

- Nic moja droga ? uśmiechnął się lekko jakby z jakiegoś powodu sam poczuł ulgę ? daleko jeszcze?

- Ni..nie ? dłoń trochę jej spuchła co przypomniało Amandzie o bardzo kiepskiej randce i o tym że następnego dnia przy pomocy swojej stopy będzie musiała boleśnie przypomniec pewnemu młodzieńcowi jak nie postępuje się z damami ? Niech się pan...Louis nie gniewaj się na mnie lecz nie chcę aby rodzice zobaczyli jak wracam na boso z obcym facetem o czwartej nad ranem. Podała mu marynarke i ruszyła w stronę domu ? Bardzo dziękuję za nie okazanie się seryjnym gwałcicielem i odprowadzenie!

- Nie ma sprawy ? Louis chwilę patrzył jak dziewczyna znika za rogiem. Przez chwilę stał w milczeniu po czym założył marynarke i ruszył dalej główną ulicą.

***

Oficer Jay Childs nie był typem gliny z wieloletnim stażem który widział już wszystko tylko dość typowym małomiasteczkowym gliną który w życiu nie wystrzelił ze służbowej broni poza strzelnica i który po powrocie do domu zazwyczaj lubił otwierać zimne piwo. Zawsze działało to na nerwy jego żony która straciła przez marskość wątroby brata lecz rutyna to rutyna.

Zazwyczaj gdy dostawali jakieś zgłoszenie to dotyczyło ono jakiegoś pijaczka który awanturował się przed sklepem monopolowym albo faceta który po powrocie do domu postanowił pomylić żonę z workiem treningowym. Lecz tym razem było inaczej.

Około 7 nad ranem na posterunek zadzwoniła starsza pani i histerycznym krzykiem zaczęła opowiadać o tym że gdy zaniepokojona ponad dwugodzinnym szczekaniem psa sąsiadów zapukała do ich drzwi. Z początku nikt nie odpowiadał lecz gdy zapukała mocniej drzwi lekko się uchyliły a wtedy ujrzała dwa ciała leżące w sporej kałuży krwi. Po chwili trochę się uspokoiła i Jay był w stanie zapytać o adres. Nie mieli zbyt daleko więc gdy po dziesięciu minutach cały posterunek policji w Derry w liczbie czterech osób dotarł na miejsce ujrzeli coś co na długo miało pozostać w ich pamięci.

Na środku trawnika przed domem leżało dwoje sanitariuszy. Obydwoje nie wyglądali zbyt dobrze; ich skóra była szara jakby przez dłuższą chwilę przebywali w pomieszczeniu bez powietrza. Tak samo oboje leżeli w pozycji embrionalnej. Jeden z nich Owen, zarzygał cały uniform i najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Jay patrząc to na sanitariusza to na swoich podwładnych którzy byli tak samo jak on , zniesmaczeni chciał wziąć Owena za szmaty i doprowadzić do porządku aby dowiedzieć co tak naprawdę się stało. Zanim jednak zdążył to zrobić Bobby, najmłodszy z jego gromadki poszedł do drzwi domu i lekko uchylił drzwi aby zajrzeć do środka.

Na efekt nie trzeba było długo czekać. Bobby prawie natychmiast wybiegł z domu i zataczając się wpadł na radiowóz. - Dwa...trupy szefie ? wybełkotał chwile przed zniszczeniem mundru w ten sam sposób co sanitariusz ? [beeep] nędza...ja tam nie wchodzę.

cdn...

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...