Skocz do zawartości
  • wpisy
    105
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    20455

Mielonka po meksykańsku


Przemyslav

474 wyświetleń

Ponieważ ogrywam (i zapewne jeszcze przez miesiąc będę ogrywał) Horizon Zero Dawn, wyciągnąłem z pamięci zagubione w czasie i przestrzeni wspomnienia o prostej gierce, która towarzyszyła mi przez pewną część nocy sylwestrowej. Słyszeliście o Shank?

Ja też nie.

Shank to dwuwymiarowy beat’em up z kreskówkową stylistyką. Nie miejcie jednak złudzeń – to nie jest gra dla dzieci. Krew leje się tutaj strumieniami.

Głównym bohaterem jest meksykański zakapior, który dokonuje zemstę na mafii (narkotykowej? przemytniczej? #nobodycares) za śmierć ukochanej.

W tym celu wykorzysta on nieskomplikowane, ale jakże przydatne narzędzia w postaci między innymi pistoletów, strzelb, granatów, maczet oraz podręcznej piły łańcuchowej.

Innym atutem naszego bohatera jest również siła mięśni. Bez problemu skacze on kilka metrów do góry, przemieszcza się wisząc na linie i wykonuje przewroty w ogniu walki. Do której, nie wiedzieć czemu, dochodzi tu zaskakująco często.

Shank jest profesjonalistą w swym fachu i nie pitoli się w tańcu. Dowód? Jego wendeta zajęła mu niecałe trzy godziny, bo tyle potrzeba na ukończenie gry.

Pod względem lokacji była ona dosyć różnorodna – zwiedzimy sobie bary, wille, stare magazyny oraz klub nocny dla panów.

Pod względem fabuły była ona dosyć monotonna i moim zdaniem nie ma sensu oczekiwać zbyt wiele od tego typu gry. Nie odpalałem jej po to, żeby posłuchać łzawych historii głównych osób dramatu, lecz żeby przeorać paru gangusów piłą mechaniczną.

Sam główny bohater jest tak ponury i poważny, że gotów postrzelić każdego, kto się odważy cokolwiek „wziąść”.

Można też umilić sobie przejście gry i nie słuchać dialogów. Większość z nich jest tak cringe’owa, że skręcało mnie w środku. Choć nie powiem: wybacz mi ojcze, bo zgrzeszę jest niezłe.

1.jpg?psid=1

Kiedy mówiłem o rzucaniu mięsem, miałem na myśli co innego! (źródło)

 

Jednym z głównych atutów Shanka jest oprawa audiowizualna. Gra wygląda jak animowany serial dla dorosłych, a kreska jest miła oku. W przeciwieństwie do jedynej cut-scenki w Tormentor X Punisher, która również wygląda jak animowany serial, ale jej wykonanie chyba miało jedynie wkurzyć gracza, żeby wykręcał wyższe wyniki. Grałem za krótko, żeby to sprawdzić. Grałem za to dostatecznie długo, by wryły mi się pamięć wrzeszczące z ekranu słowa: TORMENTOOOOR EX PUNISHER!.

Muzyczka też jest klimatyczna, a gitara elektryczna dobrze oddaje charakter tytułu. Nie zapadł mi w pamięć żaden konkretny utwór, ale jako całość uszlachetnia ona wrażenia z rozgrywki.

Shank jest takim odpowiednikiem filmu akcji klasy B wśród gier wideo.

Hektolitry krwi? Check.

Główny bohater to napakowany desperado szukający zemsty? Check.

Setki meksykańskich statystów do ubicia? Check.

Zabójcza femme fatale? Check.

Wizyta w klubie nocnym? Check.

Masa przemocy? Check.

Smoki? Eee…

Ciekawym urozmaiceniem rozgrywki są starcia z bossami. Z początku myślałem, że będą to zwykłe gąbki na pociski, no bo jakże może być inaczej. Gra zweryfikowała ten pogląd dosyć szybko. Jeśli myśleliście, że w beat’em upie nie da się zrobić bardziej taktycznych starć, to się zdziwicie.

Słyszałem opinie, że Shank nawiązuje do twórczości Roberta Rodrigueza (Sin City, Desperado, Od zmierzchu do świtu). Inspiracji Desperadem nie mogę potwierdzić, choć mam co do tego spore podejrzenia. Nawiasem mówiąc, jednym z plusów Shanka jest to, że narobił mi smaka na El Mariachi oraz Desperado właśnie, bo nie oglądałem ich nigdy.

Nie widzę natomiast wielu połączeń z innymi produkcjami, gdyż gra nie jest ani tak bardzo wystylizowana jak Sin City, ani równie absurdalna co genialne Cztery pokoje. Co nie zmienia faktu, że warto się z tymi filmami zapoznać, a ja ekspertem od filmografii nie jestem. :)

y4mf7aosiCMaip4B-BvggdJfrMQvcjn71cUaaIVH

 

Lekarz zalecił dzienną dawkę śrutu i prochu strzelniczego. Smacznego! (źródło)

 

Shank to przyjemna odskocznia od bardziej rozbuchanych produkcji. Mimo że rozgrywka jest dosyć monotonna, to trwa na tyle krótko, że znudzony byłem dopiero pod sam koniec gry.

Poza tym da się chyba grać w co-opie. Nie sprawdzałem tego, więc nie wiem jak to wygląda, ale we wszystko gra się lepiej z kumplem.

Tak czy owak, jeśli szukasz prostego, niezbyt głębokiego odstresowywacza na jeden wieczór, to Shank może być dobrym wyborem.

 

 

(źródło obrazka na miniaturce)

 

Ten wpis możesz przeczytać również na PPE.pl.

Edytowano przez Przemyslav

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Grałem jakiś czas temu w obydwie części, dwójka jest odrobinę dłuższa i łatwiejsza, ale i tak czas przejścia nie przekracza 4 godzin. Jak polecam zapoznać się z obydwoma odsłonami.

  • Upvote 1
Link do komentarza
15 godzin temu, goliat napisał:

Grałem jakiś czas temu w obydwie części, dwójka jest odrobinę dłuższa i łatwiejsza, ale i tak czas przejścia nie przekracza 4 godzin. Jak polecam zapoznać się z obydwoma odsłonami.

"Dwójka" jeszcze przede mną, zapoznam się z nią kiedyś na pewno. :)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...