Skocz do zawartości
  • wpisy
    105
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    20508

Czy misje poboczne są naprawdę poboczne?


Przemyslav

418 wyświetleń

Side questy  

3 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Gdy gram w grę z zadaniami pobocznymi:

    • Zawsze robię je wszystkie - bezwzględnie!
      1
    • Jak mi się podobają to robię większość.
      2
    • Robię kilka, żeby sprawdzić, z czym to się je.
      0
    • Nigdy ich nie robię. Tylko wątek główny!
      0

Wiedzieliście, że Rozdział I w Wiedźminie da się przejść bez pomagania Zoltanowi? Wtedy, jeśli się nie mylę, spotkamy go na ulicach Wyzimy Klasztornej w Rozdziale II, zupełnie tak, jak gdybyśmy mu pomogli.

Nie będzie jednak efektu w stylu (jak by to ujął złotousty Zoltan): na włochate jaja Lwiogłowego Pająka, myślałem, że nie żyjesz!. Zoltan będzie traktował Geralta tak, jakby nic się nie stało pięć lat wcześniej w Rivii.

I co ma wtedy powiedzieć gracz, który swoją znajomość z Białym Wilkiem rozpoczął właśnie od pierwszej gry? Przecież nie zna on Zoltana, Shani, Jaskra i całej plejady postaci z książek. Nie wie, jaką rolę pełniły na kartach powieści.

A jednak za to, że gracz nie pomógł krasnoludowi w potrzebie, gra „karze” go niespójnością w fabule. Człowiek będzie się zastanawiał, co to w ogóle za gość. Zachowuje się tak, jakby znał się z Geraltem od stu lat, ale ty spotykasz go po raz pierwszy.

Zadania poboczne są w Wiedźminie Pierwszym problematyczne, bo moim zdaniem nie są takie do końca poboczne. Nieukończenie niektórych co prawda pozwoli na przejście gry, ale przez to jej historia będzie dziurawa jeszcze bardziej niż już jest (zwłaszcza w Rozdziale II).

Sama istota zadań pobocznych w grach sprawia, że głupio jest ich nie brać, bo gracz wtedy świadomie odbiera sobie nagrodę – punkty doświadczenia, złoto lub nagrody rzeczowe. A te często występują w postaci unikatowych przedmiotów, jak skarpetki z adamantium czy Łopata Szwagra.

(dla uproszczenia – mówiąc o zadaniach pobocznych mam na myśli całą aktywność poboczną w grze, ze zbieraniem znajdziek włącznie)

Można czasem odnieść wrażenie, że zadania poboczne nie nazywają się „głównymi” tylko dlatego, że same w sobie nie popychają wątku głównego do przodu. Jednak bez ich ukończenia gracz utrudnia sobie życie.

Pół biedy, jeśli nie zdobędzie wtedy jakiegoś przedmiotu, paru groszy czy punktów doświadczenia. Czasem jednak ma to konsekwencje fabularne.

 

W Mass Effect 2 pozyskujemy członków załogi, by przygotować się do inwazji Żniwiarzy (obcych niosących ze sobą koniec świata) w „trójce”. Każda taka postać ma swoją unikalną „misję lojalnościową”, która bezpośrednio dotyczy danej postaci, dzięki czemu możemy ją lepiej poznać.

Każde takie zadanie kończy się Ważną Decyzją, która zadecyduje o dalszym losie postaci, której dotyczy misja. Po ukończeniu misji (a czasem jeszcze wskutek odpowiedniej Decyzji) zyskujemy lojalność naszego towarzysza.

Dzięki temu dana postać bardziej ufa Shepardowi, przez co będzie staranniej wykonywać jego (czyli nasze) polecenia. A to znacząco zwiększy jej szansę na przeżycie w Misji Samobójczej na końcu gry, choć gracz tego jeszcze nie wie.

Z wykonywania tych misji mamy same profity – nowe umiejętności, punkty doświadczenia, kasę, przede wszystkim jednak – ciekawe, zróżnicowane zadania, których grzech nie robić. Dla mnie jest to najlepsza część Mass Effect 2. Obok ostatniej misji. :)

Tyle że są to zadania zupełnie opcjonalne. Gracz może je po prostu olać. Co się wtedy stanie?

 

Jest duża szansa, że większość jego załogi zginie na końcu gry, gdyż nie będą oni w stanie wykonać powierzonych im zadań. Jeśli dodatkowo nie ulepszaliście swojego statku – Normandii -  mogą zginąć wszyscy. Z Shepardem włącznie.

Jednak gracz tego nie wie. Jeśli ktoś chciał szybko skończyć tę część, by, dajmy na to, przejść do bardziej widowiskowej „trójki”, to na końcu spotkało go srogie rozczarowanie. Sprawiedliwie?

Logiczne, że jeżeli nie zrobimy jakiejś misji, nie otrzymamy związanych z nią profitów. Rzadko kiedy jednak gra karze nas za niezaliczenie jakiegoś questa pobocznego, ponieważ jest on… Poboczny. I tyle.

A tutaj za niezrobienie niektórych misji Mass Effect 2 karze nas dosyć surowo. Moim zdaniem słusznie, ale pojawia się problem. Skoro te zadania tak mocno wpływają na wątek główny, to dlaczego te zadania są w ogóle nazywane „pobocznymi”? Rzekłbym nawet, że te „zadania poboczne” są mięskiem całej gry. A można nie robić żadnego z nich.

Jeśli zadania są tak ważne dla historii, dlaczego są one „poboczne”? Jeśli tyle wnoszą do opowieści, to nie powinny być główne? A jeżeli nie wnoszą do gry absolutnie nic (patrzę na was, tryliony fetch questów!), to… Po co je w ogóle robić?

 

 

W skrócie wygląda to tak: graczu, żeby ukończyć grę, musisz ukończyć wątek główny. Nie musisz robić zadań pobocznych, ale w takim wypadku będziesz miał gorszy wynik na końcu. A jeśli grasz w RPG-i takie jak Mass Effect czy Wiedźmin, konsekwencje swojego „nieróbstwa” mogą być fatalne, bo być może zginą postacie, które darzysz sympatią.

Chyba w niemal wszystkich grach twórcy zachęcają jak mogą, by gracz zajmował się wszelkiego rodzaju aktywnościami pobocznymi – od questów, poprzez zdobywanie wież, na znajdźkach kończąc. Przyczyna jest prosta – gdy gracz zajmie się zawartością poboczną, będzie się lepiej bawił.

Jak twórcy zachęcają gracza do robienia wszystkiego, co niezwiązane z wątkiem głównym? Przede wszystkim za wykonywanie aktywności pobocznych otrzymujemy nagrody.

Czasem są to tylko ciekawostki niewpływające na rozgrywkę, jak wpisy do dziennika, elementy kosmetyczne czy inne piórka do kolekcji.

Innym razem jednak są to przedmioty wzmacniające naszą postać – broń, modyfikacje do niej, elementy pancerza, przedmioty, a także punkty doświadczenia za pomocą których odblokujemy nowe umiejętności.

Można tutaj zauważyć ciekawą zależność. Im więcej zadań pobocznych zrobimy, tym łatwiejsza stanie się gra. To ukryty poziom trudności. Za łatwiejszą grę płacimy naszym czasem.

Chcesz ułatwić sobie rozgrywkę? Zbierz wszystkie elementy Rynsztunku Pięści Gęsi oraz dwieście zębów żaby. Albo wszystkie fragmenty Wideł Posejdona, dlaczego nie? Albo zestrzel sześćdziesiąt gołębi z kuszy stojąc na jednej nodze, dostaniesz wtedy +10 do celności. Zwyrolu.

Nie ma w tym nic złego. Przeciwnie – jako twórca gier chciałbym, żeby gracz ujrzał całą zawartość gry, jaką dla niego przygotowałem. A jeśli zawartość ta jest fajna, dobrze przygotowana i rzeczywiście dostarczy graczowi frajdy, to bardziej zachęcałbym go, żeby ją sprawdził.

Dobrze by było jednak uniknąć przypadku, w którym gracz zmuszony jest robić misje poboczne, żeby „dopakować” swoją postać, bo gra robi się zbyt trudna. W ogóle niefajne jest zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek.

 

 

Tylko czy zadania poboczne powinny wpływać na wątek główny kampanii?

Z jednej strony fajnie, bo dzięki zrobieniu tych zadań poznamy lepiej świat gry, a przy okazji może nawiążemy znajomość z wieloma ciekawymi postaciami. Poza tym być może będziemy mogli kontynuować ich wątki w przyszłych częściach. Będziemy też lepiej zmotywowani do wykonywania wszystkich zleceń – skoro jest szansa, że dostaniemy wtedy lepsze zakończenie to czemu nie?

Z drugiej jednak strony… Nie każde zadanie może być ciekawe. Stworzenie dobrych zleceń pobocznych to sztuka. Nie zawsze mam ochotę czyścić mapę ze wszystkich pytajników, wykrzykników itepe.

Miałem tak w GTA V. Moim zdaniem misje główne są tam faktycznie główne - ciekawe, zróżnicowane i pełne akcji. Nigdy się na nich nie nudziłem. Misje poboczne też były fajne, choć wolę główne. Chciało mi się je robić, choć nie musiałem.

Natomiast nigdy nie chciało mi się, dajmy na to, grać w tenisa. Albo przewozić towary. Albo chodzić do kina. I cieszę się, że gra mnie do tego nigdy nie zmusiła. Jeśli mam do wyboru zrobić emocjonujący, pełen rozwałki napad na bank albo popykać w badmintona, to wybiorę to pierwsze.

Zupełnie jakby Rockstar mówił: masz tu piaskownicę i zabawki. Zrobisz z tym, co chcesz.

Jest tutaj fajne rozgraniczenie między misjami głównymi a pobocznymi. Zadania poboczne robisz wyłącznie wtedy, jeśli masz na nie ochotę. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś w ogóle ich nie dotykał. Nawet jak je zrobisz, to gra nie stanie się dzięki temu przesadnie łatwiejsza. Chyba że za zebraną w nich kasę kupisz sobie kamizelkę kuloodporną i fajny karabin. Misje te robisz po prostu dla frajdy.

Z kolei w większości Assassinów dobrze jest zbierać i robić wszystko, co się da, bo dzięki temu gra staje się łatwiejsza. Pewnie da się przejść grę bez zbierania tych wszystkich piórek i zwojów, ale gracz się będzie wtedy bardziej męczył. Może on przez to wystawić gorszą notę na Steamie. A jak będzie takich graczy więcej, realnie przełoży się to na popularność gry.

(może trochę przesadzam, bo większość Assassinów ma, z tego co pamiętam, dosyć niski poziom trudności :-))

Jak przechodziłem Assassin’s Creed Unity za pierwszym razem na PS4, to chciałem ją ukończyć najszybciej jak się da – konsolę pożyczyłem tylko na parę dni. Przez to prawie w ogóle nie zwiedziłem Paryża, tylko tłukłem same misje główne. Efekt?

Całe to rozległe, pięknie zrobione miasto stało się dla mnie tylko ładnym ekranem wyboru poziomu. Do tego nużącym, bo niektóre misje były od siebie oddalone o kilka dzielnic.

Grę jednak ukończyłem. W podstawowym (chyba, może miałem jeszcze jakieś elementy ubioru z misji głównych) stroju, z mieczem takim byle jakim i trochę beznadziejnym ekwipunkiem skrytobójcy – cały czas wszystkiego miałem mało, gdyż nic nie ulepszałem.

Za to co się uwkurzałem przy sekcjach skradankowych, to moje. Z gry zapamiętałem głównie to, że grafika była mega ładna, bugów prawie żadnych (wbrew obiegowej opinii), a historia była taka se, choć klimacik był w miarę. No i gra była momentami diabelnie trudna.

 

 

Gdybym robił te wszystkie zadania poboczne, pewnie bawiłbym się lepiej. A może nie. Na pewno byłoby łatwiej. Parę lat później przechodziłem Unity już na PC, ale mniej więcej w połowie przestałem. Podczas zapisywania gry wyłączyli mi prąd (powód: burza*), co zepsuło mi save’a. Było to w połowie gry, bodajże pod koniec sekwencji siódmej.

Wtedy ostatni raz grałem w Unity. Rzuciłem to w cholerę, nie będę zaczynał gry od nowa. Może to nawet lepiej…

Tak czy owak, miło że gra nie zmuszała mnie do wykonywania zadań pobocznych lub, o szczęście niepojęte, korzystania z apki mobilnej. Chciałem tylko poznać zakończenie jak najszybciej, i cel ten osiągnąłem relatywnie szybko.

Twórcy gry pewnie nie byliby zadowoleni takim obrotem spraw. Weź tu rób latami całe ulice, budynki (czasem z wnętrzami!) po to, żeby potem usłyszeć: meh, nie chciało mi się tego zwiedzać. Albo ale to miasto brzydkie.

Nie powiem, gdybym pozwiedzał trochę wirtualnego Paryża, doświadczenie z grą pewnie byłoby ciekawsze. Ponieważ jednak nie musiałem… To nie zwiedzałem.

Choć pewnie twórcy tego ode mnie oczekiwali. A ja sam, kupując taką grę, chcę sobie pozwiedzać wirtualny świat. Okoliczności były jednak takie, że chciałem Unity skończyć jak najszybciej. Wyszło, jak wyszło.

Tworząc grę z otwartym światem musimy pogodzić się z tym, że większość graczy nie sprawdzi całej zawartości gry, nad którą w pocie czoła pracowaliśmy przez ostatnie pięć lat.

Moim zdaniem nie możemy też go do tego zmuszać. Jeśli robimy aktywności poboczne do gry, fajnie by było, gdyby faktycznie były poboczne i nie wpływały, na przykład, na zakończenie historii.

Możemy pójść na kompromis – niech kilka zadań pobocznych wpływa na główny wątek, a reszta nie. Tylko w takim wypadku graczowi trzeba wielokrotnie sygnalizować, które jak najbardziej powinien zrobić, żeby nie spotkała go przykra niespodzianka i żeby być wobec niego po prostu fair.

A co Wy o tym sądzicie? Przeszliście kiedyś jakiegoś sandboksa/erpega bez zaliczania zadań pobocznych? Dajcie znać. :)

 

 

* Słyszałem tylko, że pogrzmiewa gdzieś hen, za lasem. Dobra – myślę – zrobię tę misję i kończę. Cóż… Skończyłem trochę wcześniej, niż bym chciał. :P Po tym zajściu trochę się jeszcze pobawiłem sejwami i coś próbowałem odzyskać, ale nie podołałem. Mierda.

 

 

 

(źródło obrazka na miniaturce)

Edytowano przez Przemyslav

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...