Skocz do zawartości
  • wpisy
    105
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    20503

Grzybobranie drugie [3/2], czyli oni znowu to zrobili


Przemyslav

923 wyświetleń

Spoilerów ciąg dalszy.

W pierwszej części cyklu przyjrzeliśmy się Part II pod kątem ogólnym, nie zagłębiając się zanadto w historię, a doceniając głównie technikalia, rozgrywkę oraz muzykę.

Druga część poświęcona była głównie fabule, związanymi z nią kontrowersjami oraz ludzkim przeciwnikom, którzy nie są (w przeciwieństwie do większości gier) papierowymi tarczami.

W tej części przyjrzymy się zakończeniu.

Moim zdaniem przekaz TLoU2 jest jasny – przemoc rodzi przemoc. Nie będę Postaram się nie filozofować za bardzo.

Ostatni pojedynek Ellie i Abby jest naprawdę tragiczny z jednego powodu – nie chciałem śmierci żadnej z bohaterek. Już nieraz mieliśmy do czynienia z moralnie szarymi, niejednoznacznymi złoczyńcami. W Part II główny złoczyńca po prostu… Znika.

Jestem pewien, że gdyby w teatrze nie przerwano akcji, aby opowiedzieć wątek Abby, nie uzyskano by podobnego efektu. Chcąc nie chcąc, po prostu zżyłem się z tą postacią. Cieszę się więc, że obie bohaterki wyszły ze starcia żywe, choć miało być inaczej.

 

 

A potem Ellie wróciła do domu. Domu, który zieje pustką z każdego jego zakątka. Tylko rzeczy Ellie pozostały nietknięte. Nie było komu pochwalić się, że przebaczyło się największemu wrogowi. Ellie nadużyła zaufania Diny o jeden raz za dużo.

To oczywiście sprowadza się do odwiecznego dylematu: przebaczyć czy się zemścić? Co równie oczywiste, nie mamy jasnej odpowiedzi, a może raczej: każdy odpowie sobie na to sam. Chcę tylko napisać, że Abby zabiła ojca dziecka Diny. Ta zaś nie wyruszyła na krucjatę w celu zemsty.

Co więcej, gdyby Dina była bardziej mściwa, mogłaby nawet oskarżyć Ellie o śmierć Jessego. I miałaby trochę racji.

Nadal nie mogę nadziwić się, jak odważnym Part II jest dziełem. Pod przykrywką zwyczajnej kontynuacji Naughty Dog przemyciło grę jednocześnie dosyć zachowawczą (gameplayowo), a jednocześnie eksperymentalną (narracyjnie).

 

Po The Last of Us Part II po prostu nie mam ochoty już grać w cokolwiek. Może w Minecrafta. Nie chcę sobie psuć doświadczeń z innych gier, będąc pod wpływem The Lasta. Tylko nie wiem, czy kiedykolwiek się spod niego uwolnię, podobnie jak nigdy nie uwolniłem się spod wpływu Szeregowca Ryana. Po obejrzeniu go nie mogłem się powstrzymać przed patrzeniem na każdy następny film wojenny przez pryzmat Szeregowca. Nawet jeżeli był to film zupełnie inny, jak Dunkierka czy serial Pacyfik.

Jeśli Wiedźminowi 3 miałbym dać 10/10, to w tej skali God of War miałby jakieś 13/10, a The Last of Us Part II uplasowałby się w okolicach 17/10.

Po zakończeniu The Last of Us szczerze wątpiłem w potencjalny sukces „dwójki”. Myślałem, że przecież TAKIEJ historii przebić się zwyczajnie nie da. A oni znowu to zrobili. Teraz z kolei boję się, że nic nie ma prawa przebić historii Part II. Wtedy przypominam sobie „jedynkę”…

Tylko czy warto było tak harować, by dostarczyć to niezapomniane przeżycie? Nie mnie oceniać.

Nie żebym grał we wszystkie, ale dla mnie The Last of Us Part II to gra generacji.

Edytowano przez Przemyslav

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...